Jest to pierwsza część opowiadania o zmienionych przeze mnie losach głównych bohaterów, dwójki braci Uchiha, a mianowicie Itachi'ego oraz SasUke. FLOW - "SIGN" RADZĘ WŁĄCZYĆ PRZED CZYTANIEM!
Jeden błąd zmienia wszystko. A we wszystkim jest jakiś błąd. Kolejna nieprzespana noc. Kolejne wylane łzy. Do pewnego momentu...
Od czasu, gdy Sasuke dokonał zemsty na własnym bracie, wszystko się zmieniło. Tak łatwo było kontrolować go Itachi'emu, jednakże nawet on jest człowiekiem, któremu ma prawo zdarzyć się błąd. Plan był wprost genialny, jak przystało na niesamowicie inteligentnego, niezwykle ostrożnego młodzieńca, a jednak, jak sam twierdził, wszystko ma swój słaby punkt. Jego plan nie mijał się z ów wszystkim. Nie przewidział jednej, jedynej rzeczy. Tak. Tego, że Madara jest w pełni znawcą jego tajemnicy. Itachi miał na uwadze, że może on po jego własnej śmierci chcieć zaciągnąć jego kochanego ototo(młodszy brat) do Akatsuki, dlatego też przekazał mu Amaterasu w ostatnich sekundach swego życia. Wypowiadał te okrutne słowa, robił te wszystkie straszne rzeczy z kamienną twarzą, rozrywając z każdym kolejnym czynem i słowem serce swe, jak i jedynej osoby, którą kochał. Tak bardzo. Miał na uwadze jedynie zadbanie o swojego ukochanego, malutkiego braciszka. Co z tego, że każdy go nienawidził? Że jego ototo pragnął tylko jego śmierci? Że każdy dookoła tylko na nią czekał? Że był poszukiwanym przestępcą rangi S? Że dla życia Sasuke wybił swoją całą rodzinę mając zaledwie kilkanaście lat? Dla niego liczyło się tylko to, by najmłodszy Uchiha był bezpieczny i odnalazł w przyszłości szczęście, którego on zapewnić mu nie mógł. To prawda, mógł w tę pamiętną noc powiedzieć ototo prawdę, zabrać go za sobą, lecz... Właśnie, LECZ, był on tylko małym brzdącem. Miał go wziąć ze sobą? To zbyt niebezpieczne dla niego, a w wiosce będzie miał zapewnione bezpieczeństwo, a przynajmniej jego aniki(starszy brat) tego dopilnuje. Kłamstwo. Chronił go właśnie nim. Po śmierci tego, który obiecał chronić jego braciszka, wrócił do wioski, by o sobie przypomnieć. Przypomnieć, że nie da skrzywdzić swego skarba, dla którego dobra zrobi wszystko. Jeśli zaszłaby taka potrzeba, wybiłby i pół świata, by tylko jego ototo był bezpieczny. Po rozmowie Sasuke z Madarą(Tobim) nie może on dojść do siebie. Kto by doszedł? Nie wierzy. Nie chce wierzyć. Kolejną noc przepłakał w poduszkę. Przestał, gdy przypomniał sobie o dosyć ważnym szczególe rozmowy spotkania z Madarą, który teraz był jego jedyna nadzieją. Nie chce zmarnować po nocy świtu na płacz. Za dnia maska zobojętniałego na wszystko twardziela, a wewnątrz mały, trzęsący się braciszek uciekający przed burzą do pokoju swego aniki po bezpieczeństwo. Chciał się teraz do niego przytulić, jak nigdy. Śmierć bliskiej osoby, to wstrząsające wydarzenie, jednak śmierć najbliższej osoby zadana przez siebie samego poddającego się wiecznej iluzji ukochanej osoby, to coś, czego nie można sobie wyobrazić. Sasuke już nie wiedział, o czym myśleć. Myślał tylko o Itachi'm. Prawdą jest, że od początku nie wierzył w słowa swego aniki w tę masakryczną noc. Cień wątpliwości padał na otaczające go wtedy czyny i słowa. Jak mógł być tak głupi?! Itachi tak naprawdę zawsze się o niego martwił, zawsze go kochał, zawsze.. Teraz go nie ma. Myślał, że nikt z rodziny i tak nie był dla niego tak bliski, jak on. Gdyby tylko starszy Uchiha przeprosił go za ten czyn, nie miałby mu za złe. Wybaczyłby mu wszystko i przytuliłby się do tego ukochanego, większego, od jego własnego, ciała, w którym czuł się pomimo wszystko cholernie bezpieczny. Tej nocy wręcz krzyczał z rozpaczy i tęsknoty osamotniony w małym domku w lesie, który wybudował z dala od reszty Taka(organizacja założona przez Sasuke po dowiedzeniu się w anime prawdy o Itachim, która w tym opowiadaniu...*nie będę spoilerować*). Czemu z dala? Sam nie wiedział. Przed oczami znów ma sceny z dzieciństwa, gdy Itachi jeszcze mógł okazywać mu uczucia. To tak kurewsko boli. Wstaje i po omacku szuka świeczki i zapalniczki na podłodze. Jest gotów. Czuje, że to ten czas i pragnie z całego serca, by Madara wtedy nie kłamał, co to tajemnej techniki klanu Uchiha. Wyczuwając palcami dokładne położenie zapala ją i kieruje się do niewielkiego pomieszczenia. Staje przed sporym stołem wpatrując się ślepo w zmarłego brata zakutego w lód i zwój na nim leżący.
*Wspomnienia Sasuke stojącego i przyglądającego się mrożonce(wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać)* "Mówię to Tobie, gdyż nie pozwolę na to, by jego okropny plan w pełni się udał. [...] Tak, kochałem go. Bardzo, lecz jego czas minął. A może... Mija? To zależeć będzie od Ciebie." Wtedy Madara wyszedł na chwilę zostawiając Sasuke samego. Nie wiedział on, co oznaczają słowa mężczyzny w masce. Nie rozumiał, ale stwierdzenie "[...] jego czas minął. A może... Mija? [...]" napawało go niesamowitą ciekawością. Jak to, mija? Jego rozmyślania przerwało głośne szuranie. "Jakby ktoś mebel przesuwał. O co chodzi?" - pomyślał. Zamarł. Jego oczy osiągnęły chyba nieco więcej niż maksimum swej dozwolonej przez naturę wielkości. Czuł, że zaraz zwymiotuje wnętrzności. Przed jego oczami widniał Madara opierający łokieć na ogromnej, więcej, jak ludzkich rozmiarów, bryle lodu. A może ma przywidzenia? Zaraz, jak może przywidzieć mu się jego nieżywy brat w bryle lodu?! A może postradał już zmysły całkowicie? - Jak widzisz, rozbeczany bachorze*Madara zauważył szkliste oczy Saska*... Itachi nie żyje. - zaśmiał się niczym psychopata uwalniając ze swych ust ostatnie dwa słowa. W jego wykonaniu stwierdzenie "nie żyje" było żartem na tak niskim poziomie, że śmiać się z niego można jedynie z pogardą. - Co to ma znaczyć?! - krzyknął Sasuke, po czym podbiegł do mrożonki(haha, znowu xD) i oparł na niej dłonie lustrując niedowierzającym wzrokiem postać brata. - Nie martw się, to żadna iluzja. Jesteś zapewne ciekaw, po co to zrobiłem, hm? A więc, posłuchaj mnie uważnie.. Jest pewna sprawa, a właściwie technika, którą powinieneś poznać. Opowiem Ci od początku, żebyś dokładnie wszystko zrozumiał. Otóż, podczas Drugiej Wielkiej Wojny Shinobi, żył pewien dosyć interesujący członek naszego genialnego - rzekł z widoczną ironią w głosie - klanu. Nie jestem do końca pewien, czy to wszystko prawda, jednak ja w to wierzę. Może Ty też powinieneś, co w końcu,to chyba jedyny możliwy sposób do przywrócenia Itachi'ego do żywych. Pokrótce wyjaśniając, Jun, bo tak się nazywał, stracił w czasie wojny swoich rodziców, jedyną rodzinę, bla bla bla, z czym nie mógł się pogodzić, gdyż żył z daleka od reszty, o której, o ile żyła, miejscu pobytu nie wiedział. Postanowił zagłębić się w technikę Edo Tensei. Jak mawiał Twój braciszek, każda technika ma swój słaby punkt. Nawet tak genialna, mająca powszechnie opinię bezbłędnej. Jun postanowił, że mając podstawy z tej techniki, przekształci ją na wygodną dla siebie samego. Poskutkowało to techniką nazwaną przez niego Edo Junsei(nie wiem, czy takowa istnieje, jednakże wymyśliłam ją na potrzebę tego opowiadania), od własnego imienia, jak zauważyłeś. Mało kto o niej wie, ech, jak tak sobie przypominam, nasz klan od zawsze skrywał tajemnice, nawet, przed samymi sobą. Ale wracając do techniki. Opracował ją w tym zwoju - podał, związany na supeł nitką, zwój dla Saska - Zanim jednak zapoznasz się z nią, chcę Ci przedstawić pewne podstawy. Ludzie wierzą, że mają duszę. Wierzę również, że ona po śmierci nie znika, a jest tzw. uwolniona z ciała. Dla niektórych śmierć to błogosławieństwo i korzyść, jak np. dla Twojego starszego brata. Ludzie wiedzą, że cali powstają z malutkiego plemnika. Wiedzą, że wraz z dorastaniem stają się coraz silniejsi, a na stare lata są bardziej słabi, niż kiedykolwiek. Wiedzą, że w w młodym wieku, gdy hormony buzują i rosną mięśnie, są najsilniejsi. Wiedzą również, że ich narządy wewnętrzne pracują odpowiednio i zgranie, nie wiedząc jednak, czemu. Skąd biorą na to wszystko energię? Dlaczego dzieci odziedziczają najważniejsze cechy po rodzicach? Odpowiedź jest prosta, jeśli wiesz, że w każdym z nas istnieje coś duszo-podobne. Coś, co nie jest widoczne, jak ona. I również jak ona nie jest odczuwalna w najmniejszym stopniu, a jednak jest. Jest i nas buduje, napędza do życia tkanki, komórki, organy. To coś, to właśnie czakra. Naturalnie, mężczyźni mają jej więcej. W plemniku zawarta jest minimalna jej ilość, która wraz z czasem wzrasta. W niej zawarte są cechy mężczyzny, które po dostaniu się do ciała kobiety wraz z plemnikiem mieszają się z jej własną czakrą. Niektóry cechy w "walce" po starciu się obcych czakr zwyciężają siłą i zostają w plemniku. Podczas tej "walki" odbywającej się w kobiecie, często ma ów kobieta objawy ciążowe, wynikające właśnie ze starcia dwóch różnych czakr, na co organizm reaguje np. wymiotami. Czasem walka kończy się szybko, czasem dopiero po porodzie, gdy wszystkie pozostałości obcej czakry znikają z ciała ciężarnej kobiety wraz z wydostaniem się z niej dziecka, które obecnie, jako jedyne ciało w niej, posiada obcą czakrę i jej własną. To czakra właśnie napędza energią nasze narządy wewnętrzne. Jak już wspomniałem, czakra wraz z wiekiem rośnie, lecz nierównomiernie. Okres dojrzewania, to właśnie okres, gdy osiąga ona swą największą masę mocy w człowieku. Wtedy aż buzujemy w skrajnych emocjach, gdyż ciało nasze nie miało w sobie jeszcze takiej jej ilości. By nie doprowadzić do śmierci z powodu ilości jej przekraczającej tą do wytrzymania przez ludzie ciało, czakra sama przestaje się "produkować", a gdy już ciało nasze przyzwyczai się do takiego stanu rzeczy, nie jest w stanie ona ponownie zacząć się w nas wytwarzać po przerwie "produkcji", przez co wraz z biegiem czasu upływa. Siły słabną. Gdy ostatnia jej odrobina upłynie z naszego ciała, narządy wewnętrzne przestają pracować, bo, jak logicznie można się domyślić, nie mają już być czym napędzane. Dusza nie potrzebuje martwego ciała, więc je opuszcza. Po co jej zostawać w martwej, gnijącej materii? Nie ograniczana ziemskimi normami ma do dyspozycji cały wszechświat. Techniką Edo Junsei, Jun przyzwał swą matkę. Nie bawił się w przywoływanie duchów. Znał proces przepływu czakry w ludzkim ciele. Opracował m.in. na jego podstawie i wiedzy o Edo Tensei technikę, dzięki której przekazał ciału zmarłej rodzicielki połowę własnej czakry, która miała napędzać jego narządy wewnętrzne do ciągłego życia. Tak jak przypuszczał, czakra zaczęła powoli krążyć w ciele kobiety, a że ta już swej nie posiadała, nie wynikły żadne efekty uboczne fizyczne ze styczności dwóch różnych, jak w przykładzie ciąży, czakr. Czakra zaczęła napędzać jej ciało do życia, a dusza, jako, że jej pierwotne ciało powróciło do życia, ponownie w nim zagościła. W ten sposób, pomimo, że Jun stracił połowę zapasu "życia", które mu zostało, gdyż podarował je matce, spędził ostatnie lata szczęśliwie z rodzicielką, której ciało napędzane do życia było połową czakry syna, z daleka od pola bitew. Niezwykłe, prawda? Uchiha podczas wojny czasem, gdy u silniejszych widzieli zgon, a znali tę technikę, przekazywali niekiedy i cały swój zapas czakry dla silniejszych, lecz zmarłych w wyniku potyczki, towarzyszy w imię zwycięstwa. Wiadome było, że jeśli ktoś ma większe umiejętności, a dla Ciebie liczy się przede wszystkim wygranie bitwy, przywrócisz do życia zmarłego kompana bez względu na konsekwencje. Uchiha jednak nie dzieliło się z nikim spoza klanu tą techniką, przez co sekret należy teraz wyłącznie do mnie i do Ciebie. Chcesz wiedzieć, skąd ja to w ogóle mam? Znałem tę historię przed masakrą klanu i poprosiłem Itachiego o jeden, dodatkowy warunek. Wspomniałem mu o tej historii i zażądałem, by, gdy znajdzie tajemniczy zwój, przekazał go mi. Nie musiał wypełniać tego warunku, gdyż sam znalazłem zwój ukryty w jednym z domów. W ręku trzymasz właśnie opisaną, jedyną szansę na przywrócenie Itachi'ego do życia. Zwój jest Twój. Dam Ci również zamrożony pokrowiec, w których schowasz go, a lód się nie rozpuści, dopóki go z niego nie wyjmiesz. Uprzedzając Twe pytanie, ja go nie wskrzeszę, za bardzo cenię sobie swą życiodajną czakrę, a daję Ci to wszystko, bo w gruncie rzeczy zależy mi na tym, by Itachi powrócił do nas, a Ty, jak mniemam, jesteś teraz gotów do wszystkiego, byleby tylko znów do nas wrócił. Miło by było, nie uważasz? Powodzenia. - jak powiedział, tak i zrobił, a Sasuke z bratem na plecach i zwojem ruszył do lasu. Zakopał to wszystko w głębokim rowie, po czym udał się w poszukiwaniu ludzi do grupy, której on, jako przewodniczący, rozkaże zemstę na starszyźnie.
*Koniec wracania do wspomnień Sasuke*
Nastał ten moment. Miał już drużynę, chciał jeszcze tylko brata. Co by dał za to, by słowa Madary nie okazały się puste i bezwartościowe. Nawet, jeśli w konsekwencji odda połowę pozostałego mu życia. Co z tego. Przywrócenie Itachi'ego do życia, to jego marzenie, od kiedy poznał okropną i bolesną prawdę. Już myślał, jakie Itachi'emu zrobi piekło na ziemi za to wszystko. Mimo, że wie, iż nie ma racji, że Itachi postąpił właściwie, że było to najkorzystniejsze wyjście z sytuacji, to on właśnie, niczym małe dziecko, będzie brnął dalej w swojej racji ku celu. Nigdy nie wybaczy starszyźnie i tym wszystkim ludziom, którzy poniżają i śmieją się z tak wspaniałego człowieka, jak Itachi, a nie wiedzą, że to właśnie dzięki niemu nie muszą teraz trząść się ze strachu podczas Czwartej Wielkiej Wojnie Shinobi. Pokój w wiosce, ci wszyscy paskudni ludzie, to wszystko nie jest warte tego, przez co przechodził jego brat. Oni wszyscy razem wzięci nie dorównują mu do pięt, a uważają się za najlepszych! Kilkunastoletni chłopak, który tyle przeszedł dla tych wszystkich niewdzięczników. Hańba za honor, nienawiść za miłość... Znów emocje przejęły górę nad Sasuke, jednak szybko wziął się w garść. Nie może zasnąć, jest zbyt rozbudzony, czuje, że to najodpowiedniejsza pora. Wziął do ręki zwój, zerwał nitkę i po raz pierwszy zaczął czytać, co jest w nim napisane. Lód rozpływał się powoli tworząc zimną kałużę. Przeczytał po kilku minutach wszystko trzykrotnie, by nic nie pomylić. "Jeszcze trochę lodu zostało" - pomyślał i własną techniką roztopił go całkowicie, jednocześnie podgrzewając nieżywe ciało do trzydziestu kilku stopni, by wszystko poszło dobrze. Tak sądził. Położył zwój na stole obok ciała i zaczął wykonywać dosyć skomplikowane ruchy rękoma. Jak pisało, tak po zakończeniu tego kroku, położył niezbyt delikatnie dłoń na klatce piersiowej swego nieżywego aniki tuż nad niebijącym sercem zamykając przy tym oczy i skupiając się. Poczuł coś, czego nie da się opisać, lecz jest to nazwane. To dziwne uczucie, to właśnie uciekająca z ciała czakra. Nie wiedział, ile tak stał, ale w pewnym momencie po prostu odstawił rękę, łapiąc jej dłonią dłoń starszego brata. Nie wiedział, jakim cudem, ale czuł, że połowy czakry już się pozbył. Ściskał dłoń aniki z całych sił. W duchu modlił się do wszystkich bogów, w których nigdy i tak nie wierzył, by to się udało. Patrzył. Po kilku sekundach, które dla niego ciągnęły się w nieskończoność i wraz ze swym upływam niszczyły wszystkie nadzieje Sasuke na powrót ciemnowłosego do życia, poczuł puls. Nie wierzył, że to dzieje się na prawdę. A może to tylko sen? Jeśli tak, nie chce on się z niego wybudzić wracając do tragicznej rzeczywistości. Zacisnął dłoń jeszcze mocniej, o ile to w ogóle możliwe. Itachi ledwo uchylił powiekę. "Co się dzieje? Zaraz... Żyję. Żyję.. Żyję.... Żyję..... Moment... ŻYJĘ?!" - zaczął panicznie myśleć, wyłupiając w niedowierzaniu na swego ototo, ściskającego mu boleśnie dłoń, czarne oczy.
- W-wittaj, Ittachi... - wydusił z siebie przez zaciśnięte gardło Sasuke, patrząc w szoku na brata, który owe uczucie odwzajemniał w niemałym stopniu.
- S-saske? - wyszeptał o mało nie schodząc z tego świata(znów) na zawał.
*Koniec wracania do wspomnień Sasuke*
Nastał ten moment. Miał już drużynę, chciał jeszcze tylko brata. Co by dał za to, by słowa Madary nie okazały się puste i bezwartościowe. Nawet, jeśli w konsekwencji odda połowę pozostałego mu życia. Co z tego. Przywrócenie Itachi'ego do życia, to jego marzenie, od kiedy poznał okropną i bolesną prawdę. Już myślał, jakie Itachi'emu zrobi piekło na ziemi za to wszystko. Mimo, że wie, iż nie ma racji, że Itachi postąpił właściwie, że było to najkorzystniejsze wyjście z sytuacji, to on właśnie, niczym małe dziecko, będzie brnął dalej w swojej racji ku celu. Nigdy nie wybaczy starszyźnie i tym wszystkim ludziom, którzy poniżają i śmieją się z tak wspaniałego człowieka, jak Itachi, a nie wiedzą, że to właśnie dzięki niemu nie muszą teraz trząść się ze strachu podczas Czwartej Wielkiej Wojnie Shinobi. Pokój w wiosce, ci wszyscy paskudni ludzie, to wszystko nie jest warte tego, przez co przechodził jego brat. Oni wszyscy razem wzięci nie dorównują mu do pięt, a uważają się za najlepszych! Kilkunastoletni chłopak, który tyle przeszedł dla tych wszystkich niewdzięczników. Hańba za honor, nienawiść za miłość... Znów emocje przejęły górę nad Sasuke, jednak szybko wziął się w garść. Nie może zasnąć, jest zbyt rozbudzony, czuje, że to najodpowiedniejsza pora. Wziął do ręki zwój, zerwał nitkę i po raz pierwszy zaczął czytać, co jest w nim napisane. Lód rozpływał się powoli tworząc zimną kałużę. Przeczytał po kilku minutach wszystko trzykrotnie, by nic nie pomylić. "Jeszcze trochę lodu zostało" - pomyślał i własną techniką roztopił go całkowicie, jednocześnie podgrzewając nieżywe ciało do trzydziestu kilku stopni, by wszystko poszło dobrze. Tak sądził. Położył zwój na stole obok ciała i zaczął wykonywać dosyć skomplikowane ruchy rękoma. Jak pisało, tak po zakończeniu tego kroku, położył niezbyt delikatnie dłoń na klatce piersiowej swego nieżywego aniki tuż nad niebijącym sercem zamykając przy tym oczy i skupiając się. Poczuł coś, czego nie da się opisać, lecz jest to nazwane. To dziwne uczucie, to właśnie uciekająca z ciała czakra. Nie wiedział, ile tak stał, ale w pewnym momencie po prostu odstawił rękę, łapiąc jej dłonią dłoń starszego brata. Nie wiedział, jakim cudem, ale czuł, że połowy czakry już się pozbył. Ściskał dłoń aniki z całych sił. W duchu modlił się do wszystkich bogów, w których nigdy i tak nie wierzył, by to się udało. Patrzył. Po kilku sekundach, które dla niego ciągnęły się w nieskończoność i wraz ze swym upływam niszczyły wszystkie nadzieje Sasuke na powrót ciemnowłosego do życia, poczuł puls. Nie wierzył, że to dzieje się na prawdę. A może to tylko sen? Jeśli tak, nie chce on się z niego wybudzić wracając do tragicznej rzeczywistości. Zacisnął dłoń jeszcze mocniej, o ile to w ogóle możliwe. Itachi ledwo uchylił powiekę. "Co się dzieje? Zaraz... Żyję. Żyję.. Żyję.... Żyję..... Moment... ŻYJĘ?!" - zaczął panicznie myśleć, wyłupiając w niedowierzaniu na swego ototo, ściskającego mu boleśnie dłoń, czarne oczy.
- W-wittaj, Ittachi... - wydusił z siebie przez zaciśnięte gardło Sasuke, patrząc w szoku na brata, który owe uczucie odwzajemniał w niemałym stopniu.
- S-saske? - wyszeptał o mało nie schodząc z tego świata(znów) na zawał.
Podobało mi się, co tu więcej dodawać? Zaczęło sie od tego, ze pobieżnie przejrzalam drugą część i postanowiłam przeczytać to opowiadanie. Ładnie piszesz, potrafisz to robić, więc dodawaj kolejne notki (najlepiej z tej historii, bo to ona mnie interesuje :d). Znalazłam się na tym blogu, bo szukałam właśnie czegoś o Sasuke i Itachim, niekoniecznie yaoi. Nie zależy mi za bardzo na tego typu momentach, po prostu razem są tacy słodcy :) opieka, uczucia etc. Jeszcze jedno: "padlino internetu". Czyli mnie nie witasz? Bo widzisz, ja żyje, a ten tekst nie jest sympatyczny. To wszystko, przeczytam kolejną część tym razem na serio.
OdpowiedzUsuńPozdrowiłabym, ale jestem urażona proponowanym przez Ciebie stanem mojej żywotności. :P
Kocham ItaSasu prosze napisz kolejną notkę (przeczytałam już 2)
OdpowiedzUsuń