niedziela, 29 lipca 2012

..:2:.. Mój świat nosi Twe imię, Itachi.

Zapadła niezręczna cisza. Saske tyle chciał na raz powiedzieć bratu, a jednak, gdy wreszcie udało mu się go odzyskać, nie miał odwagi cokolwiek z siebie wydusić. "Jest zły..?"- pomyślał. Starszy był gotów przejąć głos, a milczał, gdyż bał się, że po prostu wybuchnie na swego ototo złością. Wiedział, jakim cudem jest wśród żywych, jak mu się zdawało. Policzył w myślach do dziesięciu, by się uspokoić, a po dokonaniu tej prostej czynności, spróbował powiedzieć przez zęby, jak najmilej.. 
-Sasuke Uchiha, wyjaśnisz mi, proszę.. CO TO MA ZNACZYĆ?! - krzyknął ostatnie słowa na całe gardło. Jednak nie wytrzymał. Zupełnie, jak wtedy, gdy przyszli oskarżyć go o zabicie swego przyjaciela, którego traktował, jak brata. Był gotów ich bić do śmierci, gdyby nie przerwał mu wtedy ototo. Dla niego zrobi wszystko.
- Nie krzycz na mnie, Panie Wiecznie Opanowany, do cholery! - odpowiedział mu krzykiem. - Nie starałem się tak po to, byś na mnie krzyczał! Znam prawdę. To znaczy.. Nie wiem, czy to prawda, czeka mnie długa rozmowa z Tobą, lecz na razie.. - wskoczył bratu na kolana wtulając nos w zagłębienie jego szyi, a dłonie zaciskając z tyłu na jego granatowej bluzce - ..mmmhhhh - zamruczał czując bliskość ukochanego brata. Popchnął go kładąc na plecy, a sam lądując na jego klatce piersiowej swoją własną - tak się cieszę, że jesteś, Itachi. - obsunął się trochę i położył twarz bokiem tuż nad bijącym sercem starszego brata, wsłuchując się w to, które leczyło swym biciem pozostałości po jego zmasakrowanej duszy. - Wiesz, ile ja nocy przez to nie przespałem? Zobaczysz, nie uciekniesz przede mną nawet śmiercią. Nic Cię przede mną już nie ochroni. Jesteś mój. Tylko. Zapłacisz mi za to wszystko spędzając ze mną resztę mego życia. Zrobię Ci takie piekło na ziemi za to, co mi robiłeś, że nawet sobie nie wyobrażasz. A ja tak bardzo za Tobą tęskniłem i Cię kocham. Tak cholernie mi Ciebie brakuje, jak mogłeś mnie tak zostawić?! - zaprzestał na chwilę mówienia czując, jak głos mu się łamie. Nie chciał płakać. Nie mógł. A jednak. Kilka zdradzieckich łez zagościło w oczach - Eh, wiem, prowadzę monolog, ale cieszę się, że jak zawsze mnie słuchasz... Jeśli jeszcze przyznasz, że mnie kochasz, chyba umrę ze szczęścia, Itachi! - pisnął podekscytowany wizją spędzenia reszty życia z ukochanym, kochającym go aniki - Słyszysz mnie? Itachi? Itachi? Itaachi! ITAAAAACHI! - wrzasnął i podniósł się na rękach z leżącego pod nim brata, który tylko uniósł dłoń i puknął młodszego w czoło, na co ten zmarszczył zabawnie nosek. Jak kiedyś, pomyśleli jednocześnie.
- Słucham Cię przecież, ototo. Skoro niby znasz prawdę, litości... Jak możesz jeszcze wątpić w to, czy Cię kocham? Jestem osłabiony, to po pierwsze. A po drugie... On.. Tak myślałem. Domyślałem się, że ten gad wie coś więcej, niż mi mówił, że wie. I teraz jeszcze Ty to.. - spojrzał z poważnym zmartwieniem wymalowanym na twarzy w drugą parę czarnych tęczówek. Saske nic nie odpowiedział. Głupio mu trochę się zrobiło. Najpierw krzyczał, że go zabije, potem zabił, a teraz ożywił. Sam nie wiedział, czego chce. - Więc tak.. Moment, daj mi pomyśleć. - mijały sekundy niezręcznej ciszy - Dobrze, więc sytuacja jest następująca.. Zabiłeś mnie. - prychnął z lekkim rozbawieniem w głosie - Przywróciłeś do żywych.. - syknął z ironicznym uśmiechem - Kocham Cię, wiecznie niezdecydowany braciszku. - zaśmiał się i potargał młodszemu włosy z rozbawieniem spoglądając w drugą parę onyksowych tęczówek z uśmiechem. "Tak lubieżnie. Tak przyjacielsko. Tak z miłością. Której tak potrzebuję. Tylko od niego. Kocham go ponad wszystko. Zawsze tak było. Właśnie zdałem sobie z tego sprawę..." - pomyślał Saske, również uśmiechając się.
- Itachi, ja tak się cieszę, że jest jak dawniej! Znów mi to mówisz.. - rzucił się na szyję - Już mam wszystko zaplanowane! - krzyknął wstając ze zmęczonego brata. - Mam, co prawda, niewielką, ale silną drużynę, której z resztą jestem liderem. - zerknął z ukosa na leżącego i wpatrującego się w niego brata - Gratulacje się należą. - prychnął z wyrzutem. - No, nieważne. - kontynuował - Więc, jak już wspomniałem, znam prawdę. - skwaszona mina mrożonki, tfu, Itachi'ego, nie uszła jego uwadze - Nie patrz się tak! Nigdy nie wybaczę tego tym wszystkim ludziom, Itachi, nigdy! - krzyknął wyraźnie zdenerwowany wspomnieniem cierpienia ukochanego brata - Oni wszyscy, starszyzna i ci idioci wyśmiewający Cię, a korzystający nieświadomie z pokoju, jaki sprowadziłeś na tę samolubną wioskę! W ogóle, jak Ty mogłeś?! - czuł na nowo łzy gromadzące się w oczach błyskających nienawiścią - Jak, do cholery, mogłeś to wszystko robić! Przecież mogłeś mnie chyba z sobą zabrać, prawda?! Doskonale wiesz, że zawsze Cię kochałem, oni wszyscy Ci do pięt nie dorastają, a Ty dla nich tyle robiłeś?! Nikt i nic dla mnie nie liczyło i nie liczy się bardziej od Ciebie, wystarczyło żebyś mnie przeprosił, już nie będę mówił o wyjaśnianiu takich spraw kilkuletniemu dziecku, ale ja za jedno Twoje słowo skruchy zawsze byłem gotów Ci wybaczyć, a Ty?! TY MNIE DO CHOLERY ZOSTAWIŁEŚ SAMEGO I KŁAMAŁEŚ W ŻYWE OCZY! Przecież wiem, że dla Ciebie to też raj nie był, czemu więc, do jasnej kurwy nędzy, CZEMU?! - darł się na cały dom. Emocje go dosłownie rozsadzały, już dawno miał napuchnięte od płaczu, czerwone policzki. Itachi dalej siedział z kamienną twarzą i obserwował zdenerwowanego braciszka.
- Czemu, pytasz? - odezwał się czystym, jak zawsze za życia, głosem - Sasuke, nie chcę Cię obrażać, ale jesteś idiotą, braciszku. - o dziwo, nie tchnął w te słowa rozbawienia ani trochę. Wypowiedział je z powagą godną Tuska. - Widać, że nie znasz prawdy, albo po prostu nic nie rozumiesz. Gdybyś rozumiał, nie pytałbyś o takie głupoty. A może, to tylko Twoje wyrzuty skierowane do mnie pod wpływem negatywnych emocji, hm, braciszku? Mam teraz od początku wyjaśnić Ci moje myśli i powody, przez które postępowałem tak, a nie inaczej, czy tylko przeprosić za to, że poznałeś niewygodną prawdę? - zironizował, a Sasuke zatkało. Teraz Itachi, według Sasuke, powinien wziąć go w ramiona i obiecać, że już zawsze będą razem żyli gdzieś daleko od problemów tego świata, a następnie zakończyć ciężką dyskusję. A on? A on, nie dość, że o czymś śmie rozmyślać i nie mówić tego na głos przed młodszym bratem, to jeszcze sobie ironizuje. Był tylko zdenerwowany, chociaż tego w głosie usłyszeć nie dało się rady - Myślisz, że dla mnie to było miłe? Miłe, to wszystko robić i mówić najukochańszej osobie? Nie. Nie było ani trochę, a jednak robiłem to, mając na uwadze, jako priorytet, dbać o Ciebie. Chciałem tylko pierwszorzędnie zapewnić dobro i szczęście w przyszłości Tobie, a drugorzędnie pokój w wiosce. Nie tak miało być, rozumiesz?! Ta gadzina, nikt, nikt nie miał prawa powiedzieć komukolwiek prawdy. Miałeś mnie zabić, wrócić do Konohy, zyskać dobrą sławę dla naszego klanu, odbudować go z ukochaną kobietą i przy okazji, zabijając mnie, stać się wystarczająco silnym. Ten pieprzony Madara, do cholery, jak zawsze musiał wetknąć nos w nie swoje sprawy.. - syknął pod nosem wpatrując się w ścianę. Sasuke na nowo łzy zagościły w oczach. Myślał, że aniki się ucieszy, że teraz będzie mógł żyć z nim, że nie ma on już mu nic za złe, że wszystko wybaczył.. A on był zły. Autentycznie, cholernie na niego zły, aż ścisnęło młodszego Uchihę w gardle, jednak po chwili, patrząc na swoje stopy, cicho wycisnął z siebie te słowa.
- Ty mnie teraz nienawidzisz, prawda? - zapadła cisza. Starszy nie spodziewał się takiego pytania.
- Nie to, że Cię nienawidzę, nie bądź głupi, braciszku. Ja tylko jestem nieco zdenerwowany. "Nieco? -.-'" - pomyślał Saske. - Cały mój szyderczy plan poszedł w pizdu.. (Żartuję, nie powiedział tak XD) - Cały czas starałem się, by wszystko wyszło zgodnie z moim planem.. - nie dokończył.
- Przestań pieprzyć ciągle o tym planie! - teraz, to młodszego nerwy porwały - Wiesz, jak ja cierpiałem przez Ciebie?! Nie, właśnie, nie przez Ciebie... Przez Twój brak! Nie musisz wyjaśniać, wiem to wszystko.. >.<' Ale ja mam już plan! Zemszczę się wraz z Taka, moją drużyną, o której już Ci wspomniałem, na wiosce ukrytej w liściach, a potem.... - kolejny nie dokończył. Teraz Itachi mu przerwał.
- Mógłbyś powtórzyć? - cisza. Sasuke doskonale wiedział, że jego brat nie ma zgorszonego słuchu, a jego słowa, mimo, że tak uprzejmie do niego skierowane, mówiły jasno i wyraźnie "CO TY, DO CHOLERY, MÓWISZ?! ZAMILCZ....". Od zawsze nie umiał sprzeciwić się zezłoszczonemu bratu. Gdy ten był choć trochę zły na małego ototo, ten zwykł nakrywać się w łóżku po czubek głowy kołdrą i cicho płakać. Tak ciężko mu było patrzeć na zawiedzionego aniki, skrucha zawsze brała nad nim górę. Teraz nie było inaczej, niż kilkanaście lat temu.
- Przepraszam, Itachi... - wypowiedział cicho oglądając czubki swych butów, jakby od nich teraz zależały losy świata - Nie chcę byś się złościł, ale zrozum to, że mnie rozsadza od wewnątrz, jak sobie tylko wszystko przypominam. - gdy kilkuletni Sasuke wyrażał przeprosiny, Itachi'ego zawsze ściskało wewnątrz, jak mógł doprowadzić czymś swego kochanego ototo do płaczu. I znów powtarza się sytuacja sprzed wielu lat. Starszy Uchiha podszedł do młodszego i otoczywszy go ramionami, przytulił szepcząc - No już dobrze, nie przepraszaj. Na prawdę chcesz zniszczyć to, co stworzyłem? Wiem, że dla Ciebie to trudne, doskonale to rozumiem, ale nie możesz żyć tylko żądzą zemsty. Proszę, Sasuke, nie odbieraj nikomu tego pokoju, dla którego się poświęciłem. - zacisnął mocniej ramiona wokół brata - Mówiłeś, że chcesz ze mną spędzić resztę życia, ale się mylisz. Nie chcesz tego. Powinieneś wrócić do Konohy i tam szukać szczęścia wśród przyjaciół. Nie zasługuję na to, byś oddał mi tę część swego życia. Proszę, zabierz swą czakrę z mojego ciała. - myślał, że przemówi do brata, a ten go posłucha, jak zawsze. Och, jakież było jego zdziwienie, gdy został gwałtownie odepchnięty przez dłonie swego ototo. Spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- NO CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! ITACHI, JESTEŚ POWAŻNY? TY WIESZ W OGÓLE, CO DO MNIE MÓWISZ? - wybuchł falą gniewu. - Myślisz, że jestem taki głupi, by słuchać tych bzdur?! Po cholerę ja Cię przywoływałem z otwartymi ustami, było mi je Tobie zakleić... Posłuchaj. Nie wiem, czy wiesz, ale JA Cię przywołałem nie dlatego, byś teraz kazał mi wracać do Konohy! Owszem, mógłbym, ale nie chcę, czego tu nie rozumiesz?! Jestem na tyle duży, by podejmować decyzje samodzielnie, więc nie pieprz mi tu, że nie zasługujesz na to, idioto! Ty masz aż tak zaniżoną samoocenę? Nie wmawiaj mi więcej, że Cię nienawidzę, rozumiesz?! Myślałem, że Cię nienawidzę, bo wierzyłem w prawdę, którą mi wmawiałeś przez te lata, a skoro okazało się, że ta prawda prawdą wcale nie jest, logicznym staje się, że moja nienawiść jest również iluzją! Sam tak mówiłeś, nie pamiętasz?! Kochałem Cię i kocham od zawsze, czego jeszcze nie rozumiesz? - Itachi stał przed nim i słuchał tego wszystkiego. No w sumie, to prawda, co mówił, a raczej wrzeszczał jego ototo.
- Ale z Ciebie nerwusek...
- Ciekawe, czyja to wina! - odgryzł się i odwrócił teatralnie prychając z rękoma skrzyżowanymi na piersi oświadczając, że jest wielce obrażony.
- Sasuke, kochany - znów zbliżył się do braciszka i objął go od tyłu ramionami - Ja Cię w pełni rozumiem, ale proszę, postaraj się zrozumieć mnie. Nie chcę, byś doprowadził do wojny w Konoha, a możesz przez swoją siłę. Owszem, nie musisz mnie słuchać, decyzje możesz podejmować samodzielnie i nikt Ci tego nie zabroni, ale proszę...nie powinieneś niszczyć tego, co stworzyłem. Zrobię, co zechcesz, ale nie doprowadzaj do wojny, bo oboje wiemy, że dałbyś radę. Jednak, czegokolwiek nie postanowisz i nie zrobisz, kocham Cię... Kochałem od zawsze i ponownie przepraszam.. - Sasuke znów się wzruszył, jednak nie dał tego po sobie poznać. Położył swe dłonie na dłoniach obejmującego go od tyłu brata.
- Nie wiem, jak dam radę uciec myślami od zemsty, jestem wściekły, ale Twoja obecność i tak o niebo poprawia mi humor, aniki. Dobra, możemy zakończyć ten temat? Nie mam zamiaru już rozmawiać o tym, co było. Przedstawię Ci mój plan. Po pierwsze, za chwilę zawołam Karin, dziewczynę z mojej grupy Taka, która postara się poprawić Twój stan zdrowia i zlikwidować wadę wzroku tyle, ile da radę. Jest teraz gdzieś w lesie. Po drugie, zamierzam zamieszkać na stałe gdzieś z daleka od Konohy, być może w innej wiosce, a może poza nimi.. Jeszcze się zobaczy. A Ty, oczywiście, idziesz ze mną, bracie. Nie myśl nawet o ucieczce, czy jakichś sztuczkach, jak już wspominałem, nie uciekniesz przede mną, a resztę życia, które Ci podarowałem masz spędzić ze mną. Oto Twoja kara. - gdy skończył poczuł jeszcze mocniejszy uścisk.
- To najsłodsza kara, jaką kiedykolwiek dostałem, chociaż za wszystkie moje grzechy zasługuję na śmierć w męczarniach. Kocham Cię, ototo, i jeszcze raz przepraszam, być może kiedyś mi wybaczysz. - Itachi rozczulił się wyznaniem Sasuke, ale wiedział, że naprawdę jego osamotnione kochanie potrzebuje teraz jego. "Jednak mnie kocha.." Rzeczywiście jest tak, jak kiedyś, gdy to był dla swojego ototo wszystkim. Tak jest zapewne i teraz, skoro woli z nim spędzić resztę życia i na dodatek, poświęcił dla tego połowę swego własnego. Po krótkiej chwili usłyszeli, jak ktoś wchodzi do niewielkiego domku i kieruje się do pomieszczenia, w którym stali. Do pokoiku weszła czerwonowłosa dziewczyna w okularach. Na widok pogodzonych braci uśmiechnęła się. Kochała Sasuke. Nie kochała go w ten dziecinny sposób, kiedy to poniżało się ukochaną osobę tej, którą samemu się "kochało", by stać się dla niej numerem jeden. O nie. Dla niej liczyło się to, by jej obiekt westchnień był szczęśliwy, wtedy ona sama również była. Prawda, była nieco zazdrosna, ale uśmiechający się w tak szczery sposób Sasuke wynagradzał jej to, chociaż wiedziała, kto do tego doprowadza swą obecnością. Bracia oderwali się od siebie. Itachi usiał na stole.
- To on? - wskazała kiwnięciem głowy na starszego.
- Tak. Postaraj się, proszę. - zarówno Karin, jak i starszy Uchiha zdębiali słysząc to słowo z ust Sasuke. "To on w ogóle takie zna..?" - pomyśleli oboje.
- Boże, Sasuke, jakie Ty trudne słowo znasz... - wypowiedziała dziewczyna patrząc się ślepo w szoku na młodszego z braci.
- Ha-ha, bardzo śmieszne. Raz próbuję być miły i o, jak mi się odpłacacie. - prychnął.
- Uspokój się, złośniku. - zachichotał - Jesteś medyczką? - tym razem Itachi zwrócił się do dziewczyny.
- Hmm, chyba można to tak ująć. - powiedziała z uśmiechem.
- Dobrze, zaczynaj, Karin. - dziewczyna na te słowa od razu wzięła się za robotę. Sasuke poszedł zrobić kawę Itachi'emu. Wiedział, że ten ją uwielbia. Po kilku minutach wrócił do pomieszczenia z kubkiem wrzącego napoju. Położył go gdzieś w rogu, a sam podszedł do stołu, na którym leżał jego aniki i stała nad nim w pełnym skupieniu Karin. Nie odzywał się, tylko przyglądał. Jeździł wzrokiem po całym nieruchomym ciele, od czubka głowy, przez hebanowe włosy, przymknięte oczy, lekko wystające obojczyki, pięknie wyrzeźbiony, blady tors, nieco dłuższe od jego własnych, długie nogi i stopy. Kochał go całego, pomimo, że przez niego tak cierpiał. Kochał go i nigdy nie przestanie, to w końcu jego brat, który dla niego i wioski poświęcił swe życie. Teraz kolej Sasuke. Cieszył się, że wreszcie będą mogli żyć razem. Nigdy nie potrzebował nikogo więcej prócz swego aniki. Był, jest i będzie dla niego całym światem. Światłem w jego życiu. Od małego marzył, by całe życie spędzić tylko z nim, nawet w okresie dojrzewania nie myślał o nikim innym. Kochał? Itachi'ego. Nienawidził? Itachi'ego. Dalej kocha? Również go. Tylko jedna sprawa go jeszcze gryzła, a mianowicie, słowa Tobiego o niewyrównanych szansach, że gdyby Itachi chciał, to Sasuke by już dawno wąchał kwiatki od spodu, że nawet w walce nie wykorzystał w pełni swych możliwości. Nie wiedział, czy poruszać ten temat, czy zostawić tak, jak jest i brnąć do przodu.
- Gotowe. - wyrwała z zamyślenia Sasuke, czerwonowłosa dziewczyna - Udało mi się zlikwidować jego chorobę. To znaczy tą, przez którą pluje krwią.. Nie było to trudne, w ciele ma teraz Twoją, w pełni zdrową czakrę, Sasuke. Powinna poradzić ona sobie z szybkim przywróceniem go do formy. Co do wady wzroku, to niestety, ale całej nie udało mi się pozbyć, za to w 97% odzyskał bardzo dobry, przeciętny ludzki wzrok. No i raczej udało mi się zatrzymać rozwój choroby, czyli nawet, gdy będzie korzystał z sharingana, to gorzej niż teraz być nie powinno. To tyle, co do mojego zadania.
- Dziękuję.. Bardzo dziękuję. - powiedział cichym głosem Saske. Znów oczy o mało nie wypadły pozostałej dwójce z orbit. Rzeczywiście, Itachi ma na jego zachowanie spory wpływ. "Ciekawe, jakie jeszcze zna grzeczne zwroty." - przebiegło starszemu przez myśli. Karin słysząc to zarumieniła się, po czym już chciała kontynuować odnośnie planu zemsty na wiosce liścia, lecz wyprzedził ją młodszy Uchiha.
- Karin, zmiana planów. Dziękuję Tobie, Juugo i Suigetsu za chęć towarzyszenia mi, jednakże niestety, ale tu nasze drogi się rozchodzą.
- C-co?! Co to ma znaczyć? Nagle ci się odwidziało? - ledwie co nie zachłysnęła się powietrzem, gdy to usłyszała. Sasuke ciągle nawijał o tej zemście, która była dla niego wszystkim, według wszystkich dookoła, a teraz od tak sobie zmienia plany.
- No bo widzisz, ja nie chcę go denerwować..... - stwierdził cicho spoglądając ukradkiem na swego aniki.
- Denerwować? Sasuke, czy ty aby na pewno siebie słyszysz? Przecież my wsz...
- Zamknij się już! Powiedziałem, więc tak będzie. Nie chcę, by on się na mnie gniewał, wybacz. Zamierzam jak najszybciej opuścić to miejsce i znaleźć stałe miejsce pobytu. Nie martw się, oddam wam należytą część pieniędzy. - skończył i spokojnym krokiem podszedł do nieco ostudzonego już kubka z kawą naturalną. Podał go bratu.
- Dzięki, Saske. - mruknął tylko wdychając kojący zapach. Och tak, uwielbiał świeżo zaparzoną, gorącą kawę.
- Nie rozumiem cię, ale... Echhh, dobra, zgadzam się.
- I tak nie masz wyboru.
- No wiem... - odparła z poważną miną. - Pieniądze są tam, gdzie je zostawiłeś? - spytała, po czym, po otrzymaniu odpowiedzi potwierdzającej w formie kiwnięcia głową, udała się do "kuchni". Wyciągnęła wszystkie pliki banknotów i ukradzione karty kredytowe, jakie tam znalazła. Wróciła do braci. Itachi siedział i z lekkim uśmiechem lewą ręką obejmował tulącego się obok niego ototo, a w prawej dzierżył kubek z napojem. Rozłożyła wszystko na podłodze. Znów wróciła do kuchni, lecz tym razem, do następnej kryjówki. Po wyciągnięciu i wysypania wszystkich pieniędzy i kart kredytowych ze wszystkich znanych jej kryjówek, stanęła nad "łupem" wysypanym u stóp Uchichów, bacznie obserwując zeskakującego z kolan starszego brata, Sasuke. Całkiem pokaźna góra się zrobiła. Itachi nie wierzył oczom, że tyle udało się jemu braciszkowi z tą swoją całą drużynką zdobyć.
- Podziel na dwie części, Sasuke. Jedna dla Ciebie i Itachi'ego, druga mi, Juugo i Suigetsu. - stała dalej obserwując poczynania ukochanej osoby.
- Nie pogniewacie się, jak ja swoją część wezmę w sprawdzonych kartach kredytowych, prawda? - było to pytanie retoryczne, mamroczącego co chwilę coś pod nosem siedemnastolatka, a jednak usłyszał ciche potwierdzenie z ust czerwonowłosej. Nie chciało mu się ciągać ze sobą kupy banknotów. Karty kredytowe są o wiele łatwiejsze. Po kilku minutach leżały już dwie kupki pieniędzy i kart.
- Ta wasza. - pokazał na większą.
- Domyślam się, tylko ciekawe, jak ja to uniosę..
- Nie martw się, my zaraz wyruszamy w drogę, więc zawołasz ich i się już sami podzielicie resztą. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy iść i znajdziemy jakiś nocleg w którejś z wiosek. Chyba wioska wiatru jest najbliżej, o ile mi wiadomo. Tam dziś przenocujemy, dobrze, Itachi? - teraz pytanie skierował spoglądając na brata.
- Tak, tak, dobrze, tylko... Ech, czy jest sens pytać się, skąd masz taką ładną sumkę, Saske, czy lepiej oszczędzić sobie trudu?
- Eee, nie powinieneś się przemęczać przed drogą. - machnął ręką i zaczął chować około czterdziestu kart kredytowych i kilka plików banknotów do różnych miejsc w jego odzieniu temu przeznaczonych. Starszy Uchiha wziął płaszcz leżący na ziemi i ubrał go dopijając kawę. Rzeczywiście, po zrobieniu przez tę dziewczynę czary mary czuł się o wiele lepiej. Czuł, że spokojnie może wyruszać. Gdy oboje byli już gotowi do drogi, pożegnali się już tylko z Karin i natychmiast ruszyli. Mało rozmawiali w drodze, zwykle to Sasuke tylko narzekał, jak to tęsknił za Itachim i mówił, jak bardzo cieszy się wizją idealnego życia już tylko we dwójkę. Nikt mu więcej do szczęścia potrzebny nie był. Trochę go to martwiło, jednak nic o tym nie wspominał. Raz też mu przez myśli przebiegło, że może Itachi potrzebowałby kogoś, lecz szybko skarcił się za te myśli. Jego aniki nie potrzebuje nikogo, prócz swojego ototo, przynajmniej w to wierzył. Po kilku godzinach drogi, około 5 byli już przed bramą wioski wiatru. Prześlizgnęli się bez większych problemów u straży.
- Dobra, najpierw trzeba poszukać jakiegoś noclegu, bo na razie, to jesteśmy bezdomni.. - zachichotał młodszy z braci. Itachi spytał się jakiejś starszej kobiety, gdzie mogą zanocować, a ta wskazała im oddalony o zaledwie kilkanaście minut drogi pieszo hotelik. Szybko znaleźli się w holu. No i pierwszy problem.
- Na prawdę mi przykro, ale aktualnie mamy tylko do wynajęcia pokoje jednoosobowe.
- O rany. - stęknął Saske. Wiedział, że na razie muszą się przemęczyć, bo nie mają zwyczajnie innego wyjścia, dopóki nie kupią własnego domu. - No dobrze, niech będzie. Dziś najwyżej jeden zwali drugiego na podłogę.. - rzekł z poważną miną. Itachi tylko cicho prychnął rozbawiony. Też się cieszył, że nie musi już nosić tej zimnej maski, nareszcie może spokojnie śmiać się przy swoim ototo i wyznawać mu, jak bardzo go kocha, ile tylko zechce. A Sasuke kochał jego śmiech. Szczery uśmiech. Błyszczące, czarne oczy. Młodszy opłacił wynajmowany pokój na najbliższe dwie noce i kolejny dzień, po czym, dostawszy kluczyk do pokoju numer 543, skierował się do schodów.
- Sasuke, tam jest winda. - wskazał dłonią na parę metalowych drzwi.
- A co nam zaszkodzi mały spacerek? - powiedział z poważną miną. Niemalże widać było w niej strach.
- Wiesz, że mamy pokój na piątym piętrze? Chcesz iść tyle po schodach?
- A co się nam stanie, nic... - skierował przerażone teraz spojrzenie na windę.
- Boisz się windy? - spytał Itachi z powagą. "Niech go szlag" - pomyślał Saske "Czy on do cholery zawsze, ale to zawsze musi wysnuć najprawdziwszą teorię?!"
- Nie! Nie, nie nie, co to, to nie, ja się boję? Niee, ja się nie boję, nie boję, nie boooję. - odpowiedział lekko zdenerwowany odwracając wzrok od badawczego spojrzenia aniki.
- Oj no przestań, wiem, że pewnie naoglądałeś się tych filmów, jak to zawsze winda spada w dół, płonie, i tak dalej. Posłuchaj, to nie jest film, a rzeczywistość, nic Ci się ze mną nie stanie. Jakby coś było nie tak, to przecież zawsze mogę połamać te metalowe drzwi wraz ze ścianą i normalnie, z Tobą oczywiście, wyjść. Nie jestem kaleką, żyję przecież. No i jestem zmęczony, nie każ mi biegać po tych schodach.
- No to skoro jesteś zmęczony, jak niby zamierzasz rozwalić te drzwi i wyjść ze mną, coo? - złapał go za..... słówko.
- Sasuke, nie będziesz chyba całe życie bał się wchodzić do windy. Od tego są też przyciski bezpieczeństwa, głupiutki braciszku. Proszę, zaufaj mi, sił na uwolnienie nas mam. Proszę, zrób to dla mnie, ototo. - a ten, jak zwykle, nie mógł oprzeć się jego proszącemu tonowi głosu. Nawet, jeśli ma położyć na szali losu swoje życie. Chwila ciszy.
- Hmm, zadecydowałem! - rzekł głębokim głosem, podnosząc do góry całą rękę, a z niej trzymając w pionie palec wskazujący. - Poświęcę się dla Ciebie, aniki. Chociaż pewnie umrę spalony żywcem lub zgnieciony, a w najlepszym wypadku resztki moich kości uda się uratować i złożyć do grobu.
- Jak Ty dramatyzujesz.. Ale dziękuję, a teraz chodźmy. - powiedział kierując się do windy. Nacisnął guzik, a drzwi się rozsunęły oświadczając, że są gotowe na przyjęcie do swej kabiny gości. Saske stanął z niemałym lękiem w oczach przed dziełem szatana, jak nazwał w myślach windę.
- No chodź, nie bój się, przecież jestem z Tobą. - mówiąc to objął go ramieniem w talii i pchnął delikatnie do środka. Drzwi się zamknęły i winda ruszyła, a Itachi nie wiedział, czy śmiać się z tego widoku, czy raczej pocieszyć brata. Otóż, ów widok składał się z trzęsącego, siedzącego skulonym w kącie ciała Sasuke. Starszy z braci klęknął przed nim i objął szczelnie swymi ramionami jego własne.
- Nie bój się, ototo. Widać nawet tacy, jak Ty się czegoś panicznie boją. - tulił go jeszcze chwilę czując, jak ten się uspokaja w jego ramionach trzymając swe pięści zaciśnięte na otaczających go rękach aniki. Winda wydała charakterystyczny dźwięk. Itachi odsunął się nieco od brata uwalniając go z uścisku, a ten, jakby nigdy nic, gdy drzwi się rozsuwały, przyjął swą dumną pozę męskiego drania, uniósł delikatnie podbródek w górę i ruszył przed siebie. Starszy udał się za nim śmiejąc się cicho z jego nagłej zmiany zachowania.
- Aleś Ty męski i twardy się zrobiłeś, braciszku..
- Cicho, to była tylko chwila słabości. - Itachi już nie kontynuował, obserwując już tylko ciężko stąpającego po podłodze w kierunku ich pokoju Saske. "Tak, chwila słabości, a o mało nie popłakał się mi w koszulę. On jest taki zabawny i rozkoszny, mój mały, głupiutki braciszek.." - pomyślał z zadowoleniem dorównując bratu kroku. Szybko odnaleźli swój pokój. Sasuke zamknął go na klucz od wewnątrz. Oboje stanęli na środku pokoju równocześnie mierząc wzorkiem niewielkie, jednoosobowe łóżko. Westchnęli. Nie wyglądało to za dobrze.
- Wiem, że jesteś zmęczony, ale przydałoby się pójść do miasta po zakupy. Nie masz choćby nawet ani jednego shurikena, więc broń też trzeba kupić. Koniecznie jeszcze ubrania i jedzenie. No i bym sobie przy okazji może coś nowego wypatrzył, moja katana jest nie do użytku po naszej walce. - niechętnie wspominał to wydarzenie. - Trzeba zrobić zakupy i poszukać w miarę szybko nowego mieszkania. - skończył chodząc i rozglądając się po tymczasowym miejscu pobytu.
- Jest już późno.. A co powiesz na to, że dziś już tylko zamówisz kolację, umyjemy się, wypoczniemy, a jutro pójdziemy zrobić te kompletne zakupy i poszukamy mieszkania, hm?
- Jasne, zróbmy tak, tylko.. No bo ja... Ja chcę... Ja...- "Boże, czego on może chcieć?!" - pomyślał Itachi słysząc jego jąkanie się - Ja chcę.. No żeby... Tego, no... Jak to...
- Saske, wszystko w porządku?
- Tak! B-bo ja... Ja chcę... Ja...
- Ty chcesz...?
- Ja chcę? Ych, tak, tak, ja chcę.. Ja chcę.. Pomyślmy, czego ja mogłem chcieć... - podrapał się teatralnie po głowie. - Ach, tak! B-bo ja.. Ja chcę, tego, no.. Kota..... - Itachi'ego zatkało. To on tak jęczy o kota? O mało nie dostał tu nerwicy, bo ten tylko prosił o kota? Zaczął mieć wątpliwości, czy aby na pewno chce takie zwierzątko, o którym on teraz myślał.
- Takiego zwierzaka? Cztery łapki, pyszczek, futerko, ogonek...?
- Tak, dokładnie takiego! *^*- odetchnął z ulgą.
- Saske, i Ty tak się jąkałeś tylko dlatego, że chcesz kota?
- No bo... Ja... Ja chcę... Ja.... Tego no.. Bo ja kiepsko... No bo... Ja.... Tego....
- Dobrze, nie kończ tego Sasu, bo pewnie przegapimy noc, a przy odrobinie szczęścia skończysz to zdanie nad rankiem. Nie ma sprawy, kupimy ładnego kota, jak tylko znajdziemy mieszkanie.
- Dzięki, to dla mnie wiele znaczy..
- Nie ma sprawy, rozbroiłeś mnie kompletnie tym pytaniem. - zaśmiał się.
- Mógłbyś pójść na dół i coś zamówić do jedzenia? Bo ja nie wiem, co Ty chciałbyś zjeść, a mi tam wszystko obojętne, bo i tak wszystko, co wybierzesz jest dobre. - powiedział, a następnie dał jedną z kart kredytowych bratu.
- Mhm. - mruknął i wyszedł zostawiwszy ototo samego. Szedł szybkim krokiem przyglądając się karcie, aż nagle wpadł na coś. A raczej, na kogoś. Na jakąś istotę. Dosyć ładną, istotkę.
- Przepraszam najmocniej, zapatrzyłem się.. - rzekł nerwowo i pomógł brunetce wstać z ziemi.
- Heh, nic się nie stało, powinnam patrzeć, gdzie idę, chociaż to wyszło mi teraz na dobre, bo mogę Cię poznać. Przystojny jesteś. - powiedziała z podziwem lustrując idealną wręcz sylwetkę Itachi'ego. - Jestem Anna, a Ty jesteś...?
- Itachi. Uchiha Itachi i jeszcze raz przepraszam. Przystojny? - spoglądał z zaciekawieniem na Annę. Dziewczyna na oko 17, 18 lat, kilka centymetrów niższa od Uchihy, dosyć pokaźny biust wyeksponowany  dekoltem w jej opiętej biało-czarnej sukience sięgającej niecałej połowy zgrabnych ud. Zielone oczy, czarne włosy, brwi i rzęsy. Śliczne zestawienie.
- Itachi.. Uchiha? Skądś kojarzę to nazwisko, ale niestety teraz jakoś sobie przypomnieć nie mogę. Tak. Piękny. Nie dałbyś się może przypadkiem zaprosić na kawę w ramach przeprosin za ten wypadek? - spytała melodyjnym, nie drażniącym uszu głosem.
- Może. - odpowiedział, dźwięcznie przeciągając głoski, a wzrok skupiając w intensywnie zielonych oczach.
- Więc może jutro, powiedzmy, o 19 u mnie? Pokój numer 581. Jeśli zechciałbyś ucieszyć mnie swoją obecnością, przyjdź. Będę czekać. - puściła mu oczko i odwróciła się kierując do tego właśnie pokoju. Pewnie skądś właśnie wracała do siebie. Itachi pomyślał, że nawet mógłby przyjść do tej uroczej dziewczyny. Za wcześniejszego życia nie interesowały go w ogóle kobiety, a żeby czasem rozładować napięcie, pieprzył się z wybrankami z Akatsuki. Bez żadnego uczucia, czysty seks dla rozluźnienia się. Niemalże wszyscy z Akatsuki go pragnęli, więc głosu sprzeciwu nigdy nie usłyszał. Każdy ma zachcianki, a on nie był wyjątkiem. Może spróbować z kobietą? Z tą myślą udał się windą na dół do recepcji, gdzie złożył zamówienie na kolację. Po opłaceniu dań wrócił do pokoju. Nie zastał w nim Sasuke, ale domyślał się, co ten teraz robi słysząc odgłos wody lecącej spod prysznica w łazience. Usiadł wygodnie na kanapie i włączył telewizor. Za kilka minut zaczynać się będzie jakaś komedia. Jak dawno ich nie oglądał. Mógłby trochę pośmiać się razem z Sasuke. Dobiegł go głos ototo.
- ITAAACHI, TO TY? - krzyknął słysząc zapewne, jak ktoś wszedł do pokoju.
- Nie, to bezdomne menele. Ukradliśmy Itachi'emu kluczyki i przyszliśmy skorzystać z darmowej kąpieli.
- BARDZO ŚMIESZNE, ITACHI! EJ, CZEMU TU NIE MA ŻADNYCH RĘCZNIKÓW?!
- Jak to 'nie ma'? Powinny być.. No chyba, że naprawdę ktoś się włamał i je ukradł.
- NIE ŻARTUJ SOBIE! NIE MA ICH!
- Są.
- NIE MA!
- Są.
- TO MI DAJ, JAK SĄ! - ostatnie słowa wykrzyczał z wściekłością. Chyba naprawdę ich nie widzi. Itachi tylko westchnął i wszedł do łazienki. Sasuke wystawił rękę z kabiny w oczekiwaniu na ręcznik.
- Sasu...
- No daj go.
- Przecież tu leżą.
- No daj, proszę.
- Jak mogłeś ich nie widzieć?! Ślepy by zauważył!
- Oj wiem, daj ju..! - mówiąc to wychylił się jeszcze bardziej w oczekiwaniu na ręcznik - AAAA, LECĘ! -  los chciał, że poślizgnął się i upadłby, gdyby nie złapały go w porę nad ziemią silne ramiona aniki. Zacisnął powieki czekając na upadek, który nie nastał. Otworzył oczy. "Dlaczego ja?!" - pomyśleli jednocześnie. Itachi, bo właśnie leżał plecami na podłodze, a jego ciało przygniatało mokre, nagie ciało ototo. A ten, gdyż z kolei właśnie leżał nagi na swoim bracie z lekko rozsuniętymi pośladkami, bo, o okrutny losie, upadł ich środkiem na jedną nogę starszego Uchihy.
- Aaaa, przepraszam! - szybko podniósł się z Itachi'ego sunąc nieco tyłkiem po jego udzie, wziął ręcznik i niedbale owinął go sobie wokół pasa.
- Ty się kiedyś zabijesz potykając o własne nogi, Sasuke. Bądź ostrożniejszy, bo zrobisz sobie krzywdę. - powiedział z troską w głosie wstając z ziemi. Nieco mokre ubranie lepiło się do niego.
- To nie moja wina! - naburmuszył się. Jego wielce obrażona mina zabawnie kontrastowała z różowymi rumieńcami na policzkach.
- Ech, nieważne. Mogę się teraz ja wykąpać?
- Tak, tak. - rzekł zdenerwowany dziwną sytuacją, wybywając w tempie ekspresowym z łazienki.
- A, I UWAŻAJ NA TYCH MENELI W POKOJU! - krzyknął zdejmując z siebie górną część odzienia.
- ZAPRZYJAŹNIAM SIĘ Z NIMI! - odkrzyknął rozbawiony. Usiadł na kanapie, a wzrok pokierował na ekran. Kończył się jakiś film fabularny. Po chwili poczuł się dziwnie. Znów miał w myślach tylko sylwetkę i twarz Itachi'ego.
- Jasna cholera... - burknął do siebie pod nosem zauważając dosyć niewygodny fakt. Przekierował ostrożnie dłoń w okolice krocza. - Nie, to niemożliwe! - krzyknął już na głos.
- CO SIĘ STAŁO, SASKE? - dobiegł go głos aniki z łazienki.
- A NIC, NIC, FAŁSZYWY ALARM. - odkrzyknął. No to ma problem i to niemały. "To przez niego...?" - myślał z przerażeniem dotykając powoli, z uwagą swego twardego członka. Czuł, jak krew napływa do jego podbrzusza gromadząc się, gdy ciągle wyobrażał sobie swego brata dotykając erekcji z miną wyrażającą zaskoczenie zmieszane z przerażeniem. Woda ucichła. Usłyszał kroki. Natychmiast zabrał rękę z krocza, jakby usłyszał klakson przy uchu. Itachi przebrany już w bokserki wszedł do pokoju i usiadł obok ototo na kanapie.
- Co oglądasz? - spytał.
- A nic ciekawego... - odpowiedział cicho wpatrując się tępo w ścianę.
- Coś się stało, kochany? - ogarnął go ramieniem spoglądając w przerażoną twarz. - Co jest, Sasu?
- Nic, tylko.. Trochę źle się czuję, chyba mam temperaturę... - błagał w myślach, by nie zorientował się, co jest prawdziwym powodem jego zmartwień. Starszy Uchiha dotknął dłonią jego czoła i wykrzywił zatroskaną twarz.
- Chyba rzeczywiście, jesteś rozpalony.. Nawet nie mamy żadnych leków, poczekaj, skoczę tu na dół do apteki po coś na zbicie temperatury. - już wstawał z kanapy, gdy poczuł zaciskające się na jego ręce dłonie Sasuke.
- Nie musisz, to nic wielkiego, wystarczy, że trochę się prześpię i mi przejdzie..
- Hmm, oby. Jakbyś poczuł się gorzej, od razu mów, jasne? - młodszego rozczulił jego ton głosu. Martwił się o niego i to bardzo, a ten co? A ten jeszcze przed chwilą dotykał swego twardego penisa myśląc o nim.
- Tak, oczywiście. Dzięki, że się tak o mnie troszczysz...
- Przecież to oczywiste, że martwię się o Ciebie, kochany bracie. - pocałował go czule w głowę.
- A jak bardzo mnie kochasz, aniki? - raz kozie śmierć. Spyta się, od tak z ciekawości.
- Bardzo, bardzo... Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo. - szeptał czule z uśmiechem patrząc mu głęboko w oczy.
- Dziękuję. - wtulił się w ciało aniki. Pokręcił się trochę, ale znalazł odpowiednie ułożenie. Starał się nie myśleć ani trochę o erekcji, było mu teraz ciepło, bezpiecznie i dobrze, przede wszystkim. Itachi siedział w rogu kanapy, a Sasuke leżał z głową na jego nogach, ciało mając położone wygodnie na całej długości mebla. Czuł przyjemne głaskanie po włosach. Ach, jak on to uwielbiał. Pomrukiwał cicho z rozkoszy, gdy Itachi zjeżdżał nieco palcami drapiąc mu kark. Oboje oglądali film, do czasu, gdy Saske zasnął w tej pozycji. Wtedy na filmie skupiał się jedynie starszy z braci. Po kilkunastu minutach od czasu, gdy jego ototo zasnął, czuł, jak ten się wierci. Mruknął coś przez sen. Znów zaczął się delikatnie wiercić, po czym wypowiedział dwa słowa, które nieźle zaskoczyły Itachi'ego, gdy tylko zorientował się, że jego brat szepnął przez sen "Itachi... Mocniej....". Nie miał pewności, czy dobrze usłyszał drugie słowo, lecz swojego imienia był pewny. Jego wątpliwości rozwiał sam Sasuke, gdy ręcznik odwinął mu się przez to wiercenie przypadkowo ukazując sterczącą męskość. Itachi patrzył z niedowierzaniem na ten widok. Delikatnie obwiązał z powrotem  ręcznik wokół jego bioderek. Myślał, że już nic go nie zaskoczy, a jednak. Mylił się i to bardzo. Czemu do cholery jego męskość zaczęła reagować w TEN SPOSÓB na TAKĄ SYTUACJĘ. Postanowił zignorować ten fakt tłumacząc sobie, że przecież jego ciało widzi i czuje drugie, całkiem seksowne, nagie ciałko na sobie, więc reaguje całkiem naturalnie. Jego pożądanie nie wiedziało, że tym obcym ciałem jest ciało jego brata. ALE CZEMU REAGUJE NA SWOJEGO WŁASNEGO BRATA, A NIE NA CYCATĄ BRUNETKĘ ZAPRASZAJĄCĄ GO NA KAWĘ?! To nie dawało mu spokoju. Nie wierzył. Czyżby TEN rodzaj miłości nie znał pojęcia miłość kazirodcza, nie do przyjęcia? Itachi'emu nie przeszkadzało to ani trochę, on gardził wszystkimi ograniczeniami, które stawiają sobie nawzajem ludzie od wieków, ale Sasuke? "A co jeśli on się tym brzydzi? Nieważne. Muszę udawać, że nic się nie stało i wszystko będzie dobrze. Na pewno. Musi. Chyba.." - myślał ze zdenerwowaniem nie przestając gładzić hebanowych, cudownych włosów. "On nie może się o tym dowiedzieć, a wtedy wszystko powinno być między nami w porządku".

OD NARRATORKI: A, jak wszyscy wiemy, plany w rodzinie Uchihów nie należą do tych układających się w stu procentach po myśli ^^' W przyszłej części Sasuke da niezły pokaz zazdrości. Btw. jestem bardzo zawiedziona brakiem komentarzy. Jeśli ktoś czyta moje notki, to proszę o chociaż jeden komentarz. Komentarze utwierdzają w przekonaniu, że ktoś interesuje się tym, co piszę, a skoro ani jednej opinii w postaci komentarza nie widzę, to po co pisać? Nie chce mi się dodawać notek dla nikogo.

wtorek, 24 lipca 2012

ONE-SHOT Hidan x Deidara

One-shot, ale nie jestem zbyt z niego zadowolona. Momentami na siłę ciągnęłam treść, ale mam nadzieję, że jakoś da się ją przyswoić. Krótka notka, brak fabuły, jakby z gardła wyciągnięte na siłę coś. Radzę nie jeść w trakcie czytania, to tyle c:


- KATSU! - krzyknął, a na jego znak ściana w siedzibie Akatsuki runęła w gruzach. - To się nazywa sztuka, un! - skwitował dumny ze swego wyczynu Deidara, zaciągając w charakterystyczny dla siebie sposób głoski.
- DEIDAAAAARA, W DWUSZEREGU ZBIÓRKA W MOIM GABINECIE, ALE TO JUŻ! - wrzasnął nieco wkurwiony lider kilka sekund po wybuchu. Doskonale znał tego zbuntowanego artystę, który, jak sam twierdzi, "potrzebuje sporego pola dla swojej sztuki", a oni i tak jej nie zrozumieją, więc niech się nie mieszają, wybuchowy artysta przecież musi się rozwijać. Niezadowolony z wezwania wściekłego Peina westchnął ze zrezygnowaniem udając się powolnym krokiem do jaskini Liderka, tzn. do jego "gabinetu", jak zwykł on sam nazywać to dziwne pomieszczenio-podobne coś. Stając przed drzwiami zaprzestał czynności zwanej potocznie chodzeniem. Nigdy nie zapomni słów Sasori'ego "chodzenie to też sztuka, a gdy zgłębisz jej tajniki, okazuje się, że polega ona na stawianiu naprzemiennie przed siebie nóg lewa, prawa, lewa, prawa. Dla nas to zwyczajna czynność, a dla małych, nie do końca zdziczałych jeszcze bachorków - prawdziwa sztuka". Tak, według jego mistrza chodzenie, to sztuka. Idiotyzm, ale i tak go szanuje. Nacisnął na klamkę i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Dziwne. Liderek siedział za biurkiem z bojową miną, a obok biurka, a po lewej jego stronie stał Hidan z kretyńskim zacieszem.
- Podejdź bliżej. - rozkazał rudowłosy. Jak powiedział, tak blondyn zrobił. Krzyżując ręce na piersi i patrząc krzywym spojrzeniem pełnym wywyższenia to na mężczyznę siedzącym za biurkiem, to na dziwny uśmiech Jashinisty(Hidan jest wierny bogu Jashinowi, stąd to jego przezwisko), stanął tuż przed nim.
- Czemu przeszkadzasz mi w tworzeniu mej sztuki, un?! Ja jestem artystą, mówiłem wam, że potrzebuję czasu i miejsca dla mojej sztuki, un! - powiedział donośnym głosem. Zobaczył delikatnie pulsującą żyłkę nad skronią rudzielca.
- Deidara, Ty jesteś idiotą, nie artystą! - krzyknął ze zdenerwowaniem po usłyszeniu 384238 raz tych samych słów. - Przepraszam, że ci przeszkadzam - syknął z ironią - lecz jest sprawa dotycząca Ciebie. Po raz kolejny, pomimo moich ostrzeżeń, wysadziłeś część naszej siedziby. Myślisz, że pieniądze na remont rosną na drzewach?! Na Ciebie, Ty zidiociały, uparty, pojebany, skretyniały, chol...
- Do rzeczy, un! - przerwał zirytowany kolejnymi wyzwiskami, a znając wcale nie ubogi w nie słownik Lidera, taką czynność należy mu przerwać w trybie natychmiastowym.
- Więc, widząc, że słowa nie skutkują, może czyny do Ciebie przemówią. - skończył, a kąciki jego ust podjechały lekko ku górze. Wymienił z Hidanem znaczące spojrzenia. Ten zachichotał.
- Hę? - nie zrozumiał, o co chodzi rudzielcowi. Ów rudzielec wstał, a następnie, zostawiwszy ich samych, zamknął pomieszczenie na klucz. Deidara pod natrętnym wzrokiem fioletowookiego faceta znacząco odchrząknął.
- Ekhem, co to ma znaczyć, un? - grał twardziela. Grał, bo choć w rzeczywistości nawet nieco bał się o wiele lepiej zbudowanego, niż on, mężczyzny, który przewyższał go nieco więcej o białowłosą głowę, to nie dał tego po sobie poznać. Jashinista nie odpowiedział, tylko podszedł do blondyna i przerzucił go sobie przez ramię, jakby ten nic nie warzył. W sumie, o wiele cięższe rzeczy dźwigał. Ruszył ku drugim drzwiom w gabinecie Pein'a. Machanie we wszystkie strony świata kończynami niebieskookiego i dosyć soczyste przekleństwa płynące niczym wodospad z malinowych ust nie przeszkadzały Hidanowi we wnoszeniu blondyna do sąsiedniego pomieszczenia. Otworzył drzwi, a następnie, dosłownie wrzucił Deidarę do środka. Ten, zbyt zajęty masowaniem swojego zbitego o twardą podłogę tyłka, nie zauważył w jakim pomieszczeniu się znajdują.
- Jak ty mnie traktujesz, un?! - krzyknął patrząc na widocznie rozśmieszonego czymś, zakluczającego ich samych w nowym pomieszczeniu, Hidana.
- Rozgość się. - rzekł czekając, aż ten durny nastolatek zacznie wreszcie rozglądać się po dosyć ciekawym umeblowaniu, że tak się wyrażę, sali. Niedługo na to czekał. Blondynek wstał, odwrócił się do wnętrza.
- CO DO CHOLERY, UN?! - domyślał się. Prawdziwa sala do sado-maso dla fachowców. Powoli docierały do niego fakty, które łączył we w miarę logiczną kupę. Nie mógł uwierzyć temu, co widzi. Po lewej stronie do ściany przyczepiony był materac z kajdankami umieszczonymi w jego czterech rogach, bardziej do środka i oddalony był dosyć solidny stół, również z kajdankami, niedaleko fotel na podobieństwo ginekologicznego, bardziej od prawej blisko środka sali stała rura, jak dla striptizerek, a niedaleko niej zwisały z sufitu szerokie pasy służące do związania nimi, a następnie uniesienia w powietrze ofiary. Przy prawej ścianie stały trzy szafy, a na nich, oczywiście, najwymyślniejsze urządzenia erotyczne. - Eeeee...? - wydusił jedynie z gardła.
- Nie pytaj. Odpowiem, że to nie z naszych pieniędzy, sam Pein to kupił. No i pewnie myślisz, dla kogo to.. Wiesz, że między liderkiem na Itachi'm coś jest, nie? A wiesz, że nasz kochany, wiecznie poważny Itaś jest sado-maso, zupełnie, jak ten rudzielec? To chyba wszystko wyjaśnia, dobrana z nich parka, haha. No ale, do rzeczy. - wyjął z kieszeni spodni niewielkie opakowanie z tabletkami, po czym kilka z nich wysypał na dłoń. Wziął w palce drugiej jedną, a resztę wrzucił z powrotem do buteleczki. - Łykaj grzecznie. - wystawił rękę z żółtą pigułką przed siebie, w stronę oszołomionego w dalszym ciągu nowymi informacjami, Dei'a. Dopiero, gdy niebieskie oczy spoglądnęły na Hidana, automatycznie oprzytomniał.
- No chyba śnisz, wypuść mnie stąd w tej chwili, un! - krzyknął i udał się szybkim krokiem ku drzwiom wyjściowym. Białowłosy z rozbawieniem obserwował jego poczynania, nie przeszkadzając mu. Widział, jak ten go mija, podchodzi do drzwi z buntowniczą miną, ciągnie za klamkę i wykrzywia w niezadowolonym grymasie twarz. Puścił kawałek metalu odwracając się z powrotem w stronę mężczyzny. - Kluczyk. - rozkazał władczym głosem, jakby Jashinista był siedmioletnią dziewczynką i wyciągnął przed siebie dłoń. Hidan z uśmiechem podarował mu w nią tabletkę.
- Masz ją w tej chwili połknąć po dobroci, albo wepchnę ci ją siłą. Liczę do pięciu. Raz. ... Dwa. ... - brak reakcji - Trzy. ... Cztery.  ... - znów - Pięć. Ehh, jaki ty jesteś nieposłuszny.- zafundował mu dosyć bolesny kop w żołądek, po czym natychmiast unieruchomił jego obie ręce tuż nad głową jedną jedynie swoją, "przyszpilając" artystę do ściany. W porównaniu do blondyna, był dużo silniejszy. Drugiej dłoni palce wbił po obu stronach jego szczęki, zmuszając tym go samym do jej otwarcia. Jak powiedział, tak i zrobił. Wepchnął mu szybko tabletkę do ust i wyciągnął palce z buzi, by przypadkiem ich nie ugryzł. Zatkał otwór gębowy wolną ręką, a gdy miał pewność, że ten połknął narkotyk, uwolnił jego ręce z żelaznego uścisku. Nastolatek natychmiast padł na kolana łapiąc się za brzuch ostro pulsujący bólem.
- Jeszcze ci się odpłacę, un! - dyszał. Ból nie ustawał. - Może chociaż powiesz mi, co to za pierdoloną tabletkę właśnie połknąłem, un? - powiedział ze zdenerwowaniem.
- Ty już się nie martw, ona tylko ci pomoże. - rzekł obserwując odpływającego w nieświadomość Dei'a. Po chwili chłopak leżał nieprzytomny na ziemi. Tabletka miała go uśpić na jakiś kwadrans, a potem podobno nieźle rozpalić, by sam wręcz domagał się o dotyk. "Pein wie, co dobre." - skwitował w myślach przejeżdżając wzrokiem po wyposażeniu sali, poprzez opakowanie z tabletkami, a kończąc na uśpionym blondynie. Nie miał na co czekać, od razu wziął się za rozbieranie chłopaka. Potem przeniósł go przez około pół sali i zaczął ubierać w wystarczająco silne pasy zwisające z sufitu. Gdy niebieskooki zaczął się budzić, zwisał już unieruchomiony jakiś kawałek nad podłogą. Obraz był całkowicie zamazany, musiał kilka razy mrugnąć, by zaczął się powoli wyostrzać. Pierwsze, co dostrzegł, to stojący przed nim z perwersyjnym uśmieszkiem Hidan. A raczej, jego klata. Po chwili powracały do niego ostatnie wspomnienia. "Zaraz, ściana w siedzibie, wybuch, krzyk Pein'a, gabinet, Hidan, dziwna sala, tabletka.... O kurwa." - pomyślał. Już chciał się odezwać, lecz nie mógł, albowiem założony miał na ostach gumowy, skuteczny knebel. Przeniósł zdziwione spojrzenie na roześmianą twarz. - Ssssyo o a snasys?! Mmmfff, mfff, chmmmffff! - krzyczał dosyć nieudolnie.
- Oj no nie pruj się tak do mnie, haha. To ma być kara od Peina. Nie miał czasu na takie zabawy z tobą, więc poprosił mnie o pomoc. - puścił oczko i zniknął z pola widzenia błękitnych tęczówek. Deidara czuł się okropnie, jeśli chodzi zarówno o stan psychiczny, jak i fizyczny. Pasy nieprzyjemnie pocierały jego całe ciało. Ręce miał związane na plecach, a nogi zgięte w kolanach z łydkami przywiązanymi no ud. Dosyć niewygodna pozycja, nie wspominając już o tej całej nagości. Penis, albo raczej, penisek, zwisał swobodnie w dół ciągnięty siłą grawitacji. Nie podobało mu się to ani trochę. Usłyszał coraz głośniejsze kroki. "Ten idiota wierzący w jakiegoś tam Jashina się zbliża.. Cholera, un" - przemknęło mu przez myśli.
- Jak się czujesz, Deiduś? - wiedział, że Deidara wprost nienawidził z całego serca takich przezwisk. Gdy miał okazję, gotów był za takie zabić. A teraz? Teraz Hidan mógł spokojnie sobie na nie pozwolić, doprowadzając tylko do większego szału, wybuchowego artystę. - Deidusiu-chan, napijesz się może czegoś? - spytał machając mu przed oczami nieotwartą jeszcze butelką, najprawdopodobniej, z czerwonym winem. Otworzył ją zaledwie w sekundę, po czym wypił za jednym razem prawie połowę. "Przy odrobinie szczęścia, to zaraz tu zemdleje..." - myślał z nadzieją blondwłosy. - Poczęstuję cię, nie jestem w końcu taki cham. - puścił mu oczko, po czym znikł mu z oczu. Podszedł do niego od tyłu, kładąc butelkę na ziemię, a dłońmi rozchylając dwie jędrne półkule. - Mmmhmm, jaki widoczek. - powiedział, a z ust Deidary ponownie wydostał się jakiś kompletnie niezrozumiały bełkot, a najpewniej, były to słowa oznaczające jawny sprzeciw. Białowłosy wziął w jedną dłoń butelkę, a drugiej dwoma palcami rozchylił dostęp do gorącej dziurki niebieskookiego. Potem zrobił coś, czego blondyn obawiał się najbardziej. Wetknął w jego wejście nieco dalej, niż sam gwint butelki, a ją samą przechylić pod odpowiednim kątem, by zaczęła wypływać z niej czerwona ciecz centralnie w odbyt chłopaka.
Mmmgpppff, ffeftań! - próbował krzyknąć tak wyraźnie rozkaz, by Hidan go zrozumiał. To było cholernie nieprzyjemne, a po chwili okazało również bolesne, nie wspominając już o towarzyszącym temu dyskomforcie. Czemu niby jego musiała spotkać taka kara?! A najgorsze jest to, że raczej nie zapowiada się na szybki koniec. Fioletowooki w tym czasie przygryzał mu skórę na pośladkach, donośnie przy tym mrucząc. Miejscami zasysał się tworząc czerwone punkty. Żałosne. Żałosny odgłos silnej dłoni, bezczelnie uderzającej w tyłek Deidary. - Hmm, chyba już wystarczy. Tak ładnie zaróżowiła ci się dupka, mmm. Oj, pech. Już wypiłeś całe moje wino, i co zostaje dla mnie? Chyba wypada się podzielić.. - "Na Lucyfera, skąd on bierze takie teksty?!" - pomyślał Deidara, po czym siłą woli gryzł sobie język, by tylko nie wydać z siebie żadnego odgłosu, gdy Hidan lizał i ssał mu wejście wysysając powoli wino. Spięte mięśnie niebieskookiego tylko mu w tym pomagały, usilnie próbując pozbyć się płynnego intruza ze swego wnętrza. Białowłosy z głośnym, niektórym wręcz bezczelnie głośnym mlaśnięciem oderwał się od dziurki Deidary. - Ale jesteś spięty. Nie martw się, na szczęście wiem, co ci pomoże.. - znów odszedł od niego na chwilę, by za moment wrócić z dosyć pokaźnych rozmiarów, różowym wibratorem w ręku oraz lubrykantem, czego zwisający chłopak nie mógł dostrzec wzrokiem ze względu na swoje położenie. Po sali dało słyszeć się dźwięk otwieranej buteleczki, jak tej z żelem do mycia twarzy, a potem czuć było unoszącą się woń truskawek. Deidara tylko burknął coś niewyraźnie. Mężczyzna wylał niewiele płynu na wibrator połączony jakimś kabelkiem z pilotem, by jedynie nadać poślizg. Po rozsmarowaniu substancji na całej długości urządzenia, wepchnął je w kompletnie nieprzygotowanego na takie coś, ciasnego blondyna. Ten aż zawył z bólu. Nie dostał żadnego czasu na najmniejsze choćby przyzwyczajenie się, gdyż Hidan zaczął od razu wsuwać i wysuwać na zmianę prawie całą zabawkę w trzęsące się ciało artysty. - Przyjemnie, co? Lubisz to, skoro częstujesz tym ciasnym tyłeczkiem każdego dookoła. Hmm, co tam burczysz pod nosem? Chcesz więcej przyjemności, tak? Wedle życzenia. - nacisnął pierwszy od góry guzik w pilocie, a wibrator nagle zaczął pracować na najwyższych obrotach. Mężczyzna znów energicznie wpychał i wyciągał burczącą sex-zabawkę. Deidary uczucie bólu natychmiast przerodziło się w tak dziwnie przyjemne, tak intensywne.. Nie potrafił tłumić jęków, nawet, pomimo knebla na ustach. W sumie, to dobrze, że miał go założonego, inaczej całe Akatsuki słyszałoby jego donośny krzyk. Wszystko pięknie, tyle, że penisek cholernie pulsował bólem, co nieprzyjemnie kontrastowało z przyjemnym uczuciem w dupce. Nie umknęło to uwadze białowłosego, który ten stan skwitował jedynie prychnięciem rozbawienia. Wsadził mu wibrator najgłębiej, jak tylko się dało. W ciągu kilku sekund oddalił się i wrócił z dwoma paskami taśmy klejącej oraz batem. Środek jednego paska przykleił do okrągłego kawałku plastiku wystającego z odbytu Deidary, a dwa boki blisko do pośladków. To samo, tylko na krzyż, zrobił z drugim klejącym kawałkiem. Zostawił wibrator na najwyższych obrotach w apetycznym tyłeczku chłopaka. Chwycił bat, po czym zaczął okładać nim zaróżowione pośladki ciosami. Gdy były czerwone, a z kilku krwistoczerwonych odcisków delikatnie wypływała krew, zaprzestał tej czynności, rzucił na ziemię narzędzie, a następnie stanął naprzeciw twarzy wybuchowego artysty. Spojrzał w zamglone podnieceniem niebieskie tęczówki, których właściciel już dawno zaprzestał prób oswobodzenia się z pasów, a teraz jedynie drga pod wpływem pieszczot wibrującej w nim zabawki. Nagle go olśniło. Udał się do jednej z szafek i wziął z niej metalowy sprzęt podobny do tego dentystycznego, by delikwent miał otwartą na odpowiednią szerokość buzię, nie mógł jej zamknąć, a lekarz pełen dostęp do jej wnętrza. Aż uśmiechnął się pod nosem na myśl większego zeszmacenia tego blondynka, którego od niedawna tak bardzo pragnął. Może to przez to, że tak bardzo przypominał mu laskę? Sam nie wiedział, ale z takiej okazji chętnie skorzysta. W mgnieniu oka znalazł się z powrotem przed niewolnikiem, jak przed chwilą nazwał go w myślach. Zdjął mu wcześniejszy knebel z ust, po czym natychmiast zręcznie założył mu metalowe cudo. Deiduś buźkę otwartą miał na jakieś 4 centymetry, a i tak bolało. Białowłosy ściągnął z siebie resztki odzienia, jakie stanowiły spodnie, bokserki i sandały. Chwycił niezbyt delikatnie blond czuprynę, ciągnąc ją do góry, co spotkało się z jękiem bólu wydanym przez malinowe usteczka. Deidara pierw myślał, że teraz fioletowooki skaże sobie po prostu obciągnąć, ale w takim razie, po co założył mu to coś? Ujrzawszy rozmiar wcale niemałej męskości stojącego przed nim mężczyzny, o mało się nie zakrztusił. Miałby niby zmieścić w swoich ustach choćby połowę? "W ogóle, jakim cudem on ma TAKIEGO?" - pomyślał chłopak. Nie żeby przez swój rozmiar traktował już 10 cm, jak nie wiadomo co, ale członek Hidana to już przesada. Teraz, zmuszony silnym pociągnięciem przez dłoń Jashinisty, zmuszony był mieć twarz wykrzywioną do góry. A Hidan, jakby nigdy nic, w wolną dłoń chwycił swą dumę, wycelował na twarz Deidary, po czym zaczął na niego po prostu sikać. Wybuchowy artysta natychmiastowo począł się szarpać i łapać nieudolnych prób zamknięcia ust, bądź chociaż odwrócenia w bok głowy, co niestety całkowicie uniemożliwiała mu zaciśnięta na wielkiej garści blond włosów, zdecydowana dłoń. To dla niego wprost obrzydliwe, ten białowłosy fanatyk religijny właśnie patrzył mu prosto w oczy z uśmiechem lejąc prosto na jego twarz i do buzi. Po sali rozniósł się niezbyt przyjemny zapach, aczkolwiek dla starszego mężczyzny nieprzeszkadzający. Fioletowooki, zadowolony oczywiście z siebie, gdy skończył tę czynność, puścił żółte kłaki Deidary i obszedł go trzema krokami, klękając pod zwisającym ciałem. Spoglądał przez krótką chwilę w różowe, stojące, i według jego przypuszczeń, twarde sutki dzieciaka. Chwycił w dwa palce jedną dłonią jeden, drugą drugi, ściskając, pstrykając w nie i wykręcając na zmianę. - Rzeczywiście, twarde. I takie różowiutkie... Zabawny jesteś, Deiduś-chan. Szerokie ramiona, wąskie bioderka, a jednak twarz i włosy damskie... Dupka kobieca, malutki przyjaciel, sutki różowe, chociaż twarde... A może ty jesteś transwestytą po nieudanej operacji zmiany płci, hahaha, hm? - drwił z niego, a Deidara nawet nie miał, jak się odezwać. Taka bezsilność wkurwiała artystę najbardziej. Jęknął przy tym, gdy jego lewy sutek został zassany przez gorące usta Jashinisty. Ten na zmianę go lizał, ssał, podgryzał, a drugi w dalszym ciągu maltretował dwoma palcami. Po niedługiej chwili takiej zabawy oba różowe guziczki były już całe czerwone, jak i ich okolice. - Jak szybko stały się wrażliwe, hmm.. Tak, jak myślałem. - znów się zaśmiał. - A co z tyłu? - spytał sam z siebie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Deidara najmniejszej szansy na odpowiedź słowną nie miał. Białowłosy mógł sobie pozwolić na wszystko. Odkleił bez cackania się dwa paski taśmy klejącej z jego pośladków, a następnie wyjął i wyłączył wibrator. Wsunął w niego dwa palce. - Mmhmm, jaki ty rozciągnięty... A jednak wolę poczekać, aż staniesz się ciaśniutki, ale wiesz, Deiduś-chan... Ja już nie chcę czekać. - znów obszedł wiszącego chłopaka, po czym wyjął mu kawałek metalu z buzi. Blondasek długo nie nacieszył się wolnością w buzi, gdyż natychmiast owa wolność została zniszczona przez wepchniętego, na zaledwie jakieś siedem centymetrów, mu penisa. - Nawet nie waż się ugryźć. Jak będziesz ładnie ssał, to niedługo skończymy - rzekł fioletowooki, a następnie zaczął poruszać się w tych gorących i zarazem cholernie wilgotnych usteczkach Deidary. Ten natomiast, po słowach mężczyzny, postanowił przyjąć jego warunki. Wierzył mu na słowo, co prawda tyle, ile mysz z pazurami kota wbitymi jej w ciałko, że ten jej nie zje, jednakże w tej chwili chciał to skończyć, jak najszybciej. Nie miał nic do stracenia. Zaczął z całych sił ssać członka mężczyzny, czasem samą główkę, gdy ten był w jego buzi dosyć płytko. Właściwie, to był mu wdzięczny, że nie wszedł do razu cały, a z czasem jedynie delikatnie pogłębia. Chyba by zwymiotował w trybie natychmiastowym, o ile w ogóle udało mu się przeżyć ten akt z nierozerwanym przełykiem. - Mhmmm, o właśnie tak, grzeczny chłopiec. - pogłaskał Dei'a po głowie. Młodszy czuł drżenie na ciele Hidana spowodowane zbliżającym się orgazmem. Jashinista był zadowolony, że jego uke tak szybko zastosowało się do jego zasad. Całkiem nieźle mu idzie, pomyślał białowłosy. Przerwał. Wyjął jedynie siłą woli penisa z chętnych usteczek, na rzecz sierocińca. ...... Żartowałam. Wyjął, by następnie szybko wsadzić go do samych jaj we w miarę ciasny już odbyt wybuchowego artysty, a że ten nie miał już niczym ust zajętych, krzyknął na całe gardło. Zadał sobie mentalnego kopniaka za to, przecież ktoś mógł usłyszeć. Hidan natomiast się tym nie przejął ani o jotę, tylko zaczął ostro pieprzyć blondyna, zadając mu, co chwilę, solidne klapsy w zaróżowiony tyłeczek, wydając przy tym średnio głośne, męskie westchnienia. Ach, jaki on był ciasny, ale nie za bardzo, by dało się radę poruszać w nim całym swoim sprzętem bez krwi i większych podrażnień. Idealny. Spojrzał na czerwonego, pulsującego bólem peniska Deidary. Zlitował się nad nim i po chwili chwycił członka w dłoń, od razu nadając swojej ślizgającej się po nim dłoni, ekspresowych ruchów, naciskając i masując przy tym główkę kciukiem. Wystarczyły trzy szybkie trafienia w prostatę, a krzyk oznajmiający mocny orgazm wydobył się z gardła chłopaka. Przymknął powieki w ekstazie zaciskając z całej siły mięśnie na poruszającym się w nierównym tempie penisie wewnątrz niego, który w momencie odczucia nagłej ciasnoty wystrzelił w niego obfitymi sokami. Orgazmowi Hidana wtórowało jedynie jego przeciągłe, donośne westchnienie. Białowłosy mężczyzna opuścił starającego się uspokoić oddech po solidnym orgazmie Deidarę na ziemię, po czym zaczął uwalniać go z pasów. Gdy skończył tę czynność, najzwyczajniej w świecie otworzył zamek w drzwiach, po czym wyszedł, zamykając je za sobą i zostawiając wykończonego blondyna, w dalszym ciągu leżącego w kałuży nie do końca wyschniętego moczu i jego własnego nasienia, samego. Po drodze minął się z Pein'em, a na jego pytanie, jak poszło, odpowiedział jedynie uśmiechem, a następnie udał się pod prysznic.


THE END. Jeśli ktoś to w ogóle czyta, a nie przeszkadza mu mój sposób pisania, to może w komentarzu napisać parę lub wymienić kilka postaci, o jakich chciałby przeczytać one-shot i przy imionach postaci napisać ilość plusów, według mojej skali:
+ Romantyczne. Ograniczenie do pieszczot typu krótkie pocałunku, przytulanie, wyznania miłosne etc.
+ + Delikatne. Wspomnienia o spokojnym/romantycznym seksie, rzeczy wyżej.
+ + + Namietny seks. Sceny erotyczne z poziomem brutalności wahającym się pomiędzy minus siedem, a zero, rzeczy wyżej.
+ + + + Gwalt.
+ + + + + Sadomasochistyczny seks.
+ + + + + + Sadomasochistyczny seks, fetysze.

niedziela, 22 lipca 2012

..:1:.. Mój świat nosi Twe imię, Itachi.

Jest to pierwsza część opowiadania o zmienionych przeze mnie losach głównych bohaterów, dwójki braci Uchiha, a mianowicie Itachi'ego oraz SasUke. FLOW - "SIGN" RADZĘ WŁĄCZYĆ PRZED CZYTANIEM!


Jeden błąd zmienia wszystko. A we wszystkim jest jakiś błąd. Kolejna nieprzespana noc. Kolejne wylane łzy. Do pewnego momentu...

Od czasu, gdy Sasuke dokonał zemsty na własnym bracie, wszystko się zmieniło. Tak łatwo było kontrolować go Itachi'emu, jednakże nawet on jest człowiekiem, któremu ma prawo zdarzyć się błąd. Plan był wprost genialny, jak przystało na niesamowicie inteligentnego, niezwykle ostrożnego młodzieńca, a jednak, jak sam twierdził, wszystko ma swój słaby punkt. Jego plan nie mijał się z ów wszystkim. Nie przewidział jednej, jedynej rzeczy. Tak. Tego, że Madara jest w pełni znawcą jego tajemnicy. Itachi miał na uwadze, że może on po jego własnej śmierci chcieć zaciągnąć jego kochanego ototo(młodszy brat) do Akatsuki, dlatego też przekazał mu Amaterasu w ostatnich sekundach swego życia. Wypowiadał te okrutne słowa, robił te wszystkie straszne rzeczy z kamienną twarzą, rozrywając z każdym kolejnym czynem i słowem serce swe, jak i jedynej osoby, którą kochał. Tak bardzo. Miał na uwadze jedynie zadbanie o swojego ukochanego, malutkiego braciszka. Co z tego, że każdy go nienawidził? Że jego ototo pragnął tylko jego śmierci? Że każdy dookoła tylko na nią czekał? Że był poszukiwanym przestępcą rangi S? Że dla życia Sasuke wybił swoją całą rodzinę mając zaledwie kilkanaście lat? Dla niego liczyło się tylko to, by najmłodszy Uchiha był bezpieczny i odnalazł w przyszłości szczęście, którego on zapewnić mu nie mógł. To prawda, mógł w tę pamiętną noc powiedzieć ototo prawdę, zabrać go za sobą, lecz... Właśnie, LECZ, był on tylko małym brzdącem. Miał go wziąć ze sobą? To zbyt niebezpieczne dla niego, a w wiosce będzie miał zapewnione bezpieczeństwo, a przynajmniej jego aniki(starszy brat) tego dopilnuje. Kłamstwo. Chronił go właśnie nim. Po śmierci tego, który obiecał chronić jego braciszka, wrócił do wioski, by o sobie przypomnieć. Przypomnieć, że nie da skrzywdzić swego skarba, dla którego dobra zrobi wszystko. Jeśli zaszłaby taka potrzeba, wybiłby i pół świata, by tylko jego ototo był bezpieczny. Po rozmowie Sasuke z Madarą(Tobim) nie może on dojść do siebie. Kto by doszedł? Nie wierzy. Nie chce wierzyć. Kolejną noc przepłakał w poduszkę. Przestał, gdy przypomniał sobie o dosyć ważnym szczególe rozmowy spotkania z Madarą, który teraz był jego jedyna nadzieją. Nie chce zmarnować po nocy świtu na płacz. Za dnia maska zobojętniałego na wszystko twardziela, a wewnątrz mały, trzęsący się braciszek uciekający przed burzą do pokoju swego aniki po bezpieczeństwo. Chciał się teraz do niego przytulić, jak nigdy. Śmierć bliskiej osoby, to wstrząsające wydarzenie, jednak śmierć najbliższej osoby zadana przez siebie samego poddającego się wiecznej iluzji ukochanej osoby, to coś, czego nie można sobie wyobrazić. Sasuke już nie wiedział, o czym myśleć. Myślał tylko o Itachi'm. Prawdą jest, że od początku nie wierzył w słowa swego aniki w tę masakryczną noc. Cień wątpliwości padał na otaczające go wtedy czyny i słowa. Jak mógł być tak głupi?! Itachi tak naprawdę zawsze się o niego martwił, zawsze go kochał, zawsze.. Teraz go nie ma. Myślał, że nikt z rodziny i tak nie był dla niego tak bliski, jak on. Gdyby tylko starszy Uchiha przeprosił go za ten czyn, nie miałby mu za złe. Wybaczyłby mu wszystko i przytuliłby się do tego ukochanego, większego, od jego własnego, ciała, w którym czuł się pomimo wszystko cholernie bezpieczny. Tej nocy wręcz krzyczał z rozpaczy i tęsknoty osamotniony w małym domku w lesie, który wybudował z dala od reszty Taka(organizacja założona przez Sasuke po dowiedzeniu się w anime prawdy o Itachim, która w tym opowiadaniu...*nie będę spoilerować*). Czemu z dala? Sam nie wiedział. Przed oczami znów ma sceny z dzieciństwa, gdy Itachi jeszcze mógł okazywać mu uczucia. To tak kurewsko boli. Wstaje i po omacku szuka świeczki i zapalniczki na podłodze. Jest gotów. Czuje, że to ten czas i pragnie z całego serca, by Madara wtedy nie kłamał, co to tajemnej techniki klanu Uchiha. Wyczuwając palcami dokładne położenie zapala ją i kieruje się do niewielkiego pomieszczenia. Staje przed sporym stołem  wpatrując się ślepo w zmarłego brata zakutego w lód i zwój na nim leżący.

*Wspomnienia Sasuke stojącego i przyglądającego się mrożonce(wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać)* "Mówię to Tobie, gdyż nie pozwolę na to, by jego okropny plan w pełni się udał. [...] Tak, kochałem go. Bardzo, lecz jego czas minął. A może... Mija? To zależeć będzie od Ciebie." Wtedy Madara wyszedł na chwilę zostawiając Sasuke samego. Nie wiedział on, co oznaczają słowa mężczyzny w masce. Nie rozumiał, ale stwierdzenie "[...] jego czas minął. A może... Mija? [...]" napawało go niesamowitą ciekawością. Jak to, mija? Jego rozmyślania przerwało głośne szuranie. "Jakby ktoś mebel przesuwał. O co chodzi?" - pomyślał. Zamarł. Jego oczy osiągnęły chyba nieco więcej niż maksimum swej dozwolonej przez naturę wielkości. Czuł, że zaraz zwymiotuje wnętrzności. Przed jego oczami widniał Madara opierający łokieć na ogromnej, więcej, jak ludzkich rozmiarów, bryle lodu. A może ma przywidzenia? Zaraz, jak może przywidzieć mu się jego nieżywy brat w bryle lodu?! A może postradał już zmysły całkowicie? - Jak widzisz, rozbeczany bachorze*Madara zauważył szkliste oczy Saska*... Itachi nie żyje. - zaśmiał się niczym psychopata uwalniając ze swych ust ostatnie dwa słowa. W jego wykonaniu stwierdzenie "nie żyje" było żartem na tak niskim poziomie, że śmiać się z niego można jedynie z pogardą. - Co to ma znaczyć?! - krzyknął Sasuke, po czym podbiegł do mrożonki(haha, znowu xD) i oparł na niej dłonie lustrując niedowierzającym wzrokiem postać brata. - Nie martw się, to żadna iluzja. Jesteś zapewne ciekaw, po co to zrobiłem, hm? A więc, posłuchaj mnie uważnie.. Jest pewna sprawa, a właściwie technika, którą powinieneś poznać. Opowiem Ci od początku, żebyś dokładnie wszystko zrozumiał. Otóż, podczas Drugiej Wielkiej Wojny Shinobi, żył pewien dosyć interesujący członek naszego genialnego - rzekł z widoczną ironią w głosie - klanu. Nie jestem do końca pewien, czy to wszystko prawda, jednak ja w to wierzę. Może Ty też powinieneś, co w końcu,to chyba jedyny możliwy sposób do przywrócenia Itachi'ego do żywych. Pokrótce wyjaśniając, Jun, bo tak się nazywał, stracił w czasie wojny swoich rodziców, jedyną rodzinę, bla bla bla, z czym nie mógł się pogodzić, gdyż żył z daleka od reszty, o której, o ile żyła, miejscu pobytu nie wiedział. Postanowił zagłębić się w technikę Edo Tensei. Jak mawiał Twój braciszek, każda technika ma swój słaby punkt. Nawet tak genialna, mająca powszechnie opinię bezbłędnej. Jun postanowił, że mając podstawy z tej techniki, przekształci ją na wygodną dla siebie samego. Poskutkowało to techniką nazwaną przez niego Edo Junsei(nie wiem, czy takowa istnieje, jednakże wymyśliłam ją na potrzebę tego opowiadania), od własnego imienia, jak zauważyłeś. Mało kto o niej wie, ech, jak tak sobie przypominam, nasz klan od zawsze skrywał tajemnice, nawet, przed samymi sobą. Ale wracając do techniki. Opracował ją w tym zwoju - podał, związany na supeł nitką, zwój dla Saska - Zanim jednak zapoznasz się z nią, chcę Ci przedstawić pewne podstawy. Ludzie wierzą, że mają duszę. Wierzę również, że ona po śmierci nie znika, a jest tzw. uwolniona z ciała. Dla niektórych śmierć to błogosławieństwo i korzyść, jak np. dla Twojego starszego brata. Ludzie wiedzą, że cali powstają z malutkiego plemnika. Wiedzą, że wraz z dorastaniem stają się coraz silniejsi, a na stare lata są bardziej słabi, niż kiedykolwiek. Wiedzą, że w w młodym wieku, gdy hormony buzują i rosną mięśnie, są najsilniejsi. Wiedzą również, że ich narządy wewnętrzne pracują odpowiednio i zgranie, nie wiedząc jednak, czemu. Skąd biorą na to wszystko energię? Dlaczego dzieci odziedziczają najważniejsze cechy po rodzicach? Odpowiedź jest prosta, jeśli wiesz, że w każdym z nas istnieje coś duszo-podobne. Coś, co nie jest widoczne, jak ona. I również jak ona nie jest odczuwalna w najmniejszym stopniu, a jednak jest. Jest i nas buduje, napędza do życia tkanki, komórki, organy. To coś, to właśnie czakra. Naturalnie, mężczyźni mają jej więcej. W plemniku zawarta jest minimalna jej ilość, która wraz z czasem wzrasta. W niej zawarte są cechy mężczyzny, które po dostaniu się do ciała kobiety wraz z plemnikiem mieszają się z jej własną czakrą. Niektóry cechy w "walce" po starciu się obcych czakr zwyciężają siłą i zostają w plemniku. Podczas tej "walki" odbywającej się w kobiecie, często ma ów kobieta objawy ciążowe, wynikające właśnie ze starcia dwóch różnych czakr, na co organizm reaguje np. wymiotami. Czasem walka kończy się szybko, czasem dopiero po porodzie, gdy wszystkie pozostałości obcej czakry znikają z ciała ciężarnej kobiety wraz z wydostaniem się z niej dziecka, które obecnie, jako jedyne ciało w niej, posiada obcą czakrę i jej własną. To czakra właśnie napędza energią nasze narządy wewnętrzne. Jak już wspomniałem, czakra wraz z wiekiem rośnie, lecz nierównomiernie. Okres dojrzewania, to właśnie okres, gdy osiąga ona swą największą masę mocy w człowieku. Wtedy aż buzujemy w skrajnych emocjach, gdyż ciało nasze nie miało w sobie jeszcze takiej jej ilości. By nie doprowadzić do śmierci z powodu ilości jej przekraczającej tą do wytrzymania przez ludzie ciało, czakra sama przestaje się "produkować", a gdy już ciało nasze przyzwyczai się do takiego stanu rzeczy, nie jest w stanie ona ponownie zacząć się w nas wytwarzać po przerwie "produkcji", przez co wraz z biegiem czasu upływa. Siły słabną. Gdy ostatnia jej odrobina upłynie z naszego ciała, narządy wewnętrzne przestają pracować, bo, jak logicznie można się domyślić, nie mają już być czym napędzane. Dusza nie potrzebuje martwego ciała, więc je opuszcza. Po co jej zostawać w martwej, gnijącej materii? Nie ograniczana ziemskimi normami ma do dyspozycji cały wszechświat. Techniką Edo Junsei, Jun przyzwał swą matkę. Nie bawił się w przywoływanie duchów. Znał proces przepływu czakry w ludzkim ciele. Opracował m.in. na jego podstawie i wiedzy o Edo Tensei technikę, dzięki której przekazał ciału zmarłej rodzicielki połowę własnej czakry, która miała napędzać jego narządy wewnętrzne do ciągłego życia. Tak jak przypuszczał, czakra zaczęła powoli krążyć w ciele kobiety, a że ta już swej nie posiadała, nie wynikły żadne efekty uboczne fizyczne ze styczności dwóch różnych, jak w przykładzie ciąży, czakr. Czakra zaczęła napędzać jej ciało do życia, a dusza, jako, że jej pierwotne ciało powróciło do życia, ponownie w nim zagościła. W ten sposób, pomimo, że Jun stracił połowę zapasu "życia", które mu zostało, gdyż podarował je matce, spędził ostatnie lata szczęśliwie z rodzicielką, której ciało napędzane do życia było połową czakry syna, z daleka od pola bitew. Niezwykłe, prawda? Uchiha podczas wojny czasem, gdy u silniejszych widzieli zgon, a znali tę technikę, przekazywali niekiedy i cały swój zapas czakry dla silniejszych, lecz zmarłych w wyniku potyczki, towarzyszy w imię zwycięstwa. Wiadome było, że jeśli ktoś ma większe umiejętności, a dla Ciebie liczy się przede wszystkim wygranie bitwy, przywrócisz do życia zmarłego kompana bez względu na konsekwencje. Uchiha jednak nie dzieliło się z nikim spoza klanu tą techniką, przez co sekret należy teraz wyłącznie do mnie i do Ciebie. Chcesz wiedzieć, skąd ja to w ogóle mam? Znałem tę historię przed masakrą klanu i poprosiłem Itachiego o jeden, dodatkowy warunek. Wspomniałem mu o tej historii i zażądałem, by, gdy znajdzie tajemniczy zwój, przekazał go mi. Nie musiał wypełniać tego warunku, gdyż sam znalazłem zwój ukryty w jednym z domów. W ręku trzymasz właśnie opisaną, jedyną szansę na przywrócenie Itachi'ego do życia. Zwój jest Twój. Dam Ci również zamrożony pokrowiec, w których schowasz go, a lód się nie rozpuści, dopóki go z niego nie wyjmiesz. Uprzedzając Twe pytanie, ja go nie wskrzeszę, za bardzo cenię sobie swą życiodajną czakrę, a daję Ci to wszystko, bo w gruncie rzeczy zależy mi na tym, by Itachi powrócił do nas, a Ty, jak mniemam, jesteś teraz gotów do wszystkiego, byleby tylko znów do nas wrócił. Miło by było, nie uważasz? Powodzenia. - jak powiedział, tak i zrobił, a Sasuke z bratem na plecach i zwojem ruszył do lasu. Zakopał to wszystko w głębokim rowie, po czym udał się w poszukiwaniu ludzi do grupy, której on, jako przewodniczący, rozkaże zemstę na starszyźnie.
*Koniec wracania do wspomnień Sasuke*


Nastał ten moment. Miał już drużynę, chciał jeszcze tylko brata. Co by dał za to, by słowa Madary nie okazały się puste i bezwartościowe. Nawet, jeśli w konsekwencji odda połowę pozostałego mu życia. Co z tego. Przywrócenie Itachi'ego do życia, to jego marzenie, od kiedy poznał okropną i bolesną prawdę. Już myślał, jakie Itachi'emu zrobi piekło na ziemi za to wszystko. Mimo, że wie, iż nie ma racji, że Itachi postąpił właściwie, że było to najkorzystniejsze wyjście z sytuacji, to on właśnie, niczym małe dziecko, będzie brnął dalej w swojej racji ku celu. Nigdy nie wybaczy starszyźnie i tym wszystkim ludziom, którzy poniżają i śmieją się z tak wspaniałego człowieka, jak Itachi, a nie wiedzą, że to właśnie dzięki niemu nie muszą teraz trząść się ze strachu podczas Czwartej Wielkiej Wojnie Shinobi. Pokój w wiosce, ci wszyscy paskudni ludzie, to wszystko nie jest warte tego, przez co przechodził jego brat. Oni wszyscy razem wzięci nie dorównują mu do pięt, a uważają się za najlepszych! Kilkunastoletni chłopak, który tyle przeszedł dla tych wszystkich niewdzięczników. Hańba za honor, nienawiść za miłość... Znów emocje przejęły górę nad Sasuke, jednak szybko wziął się w garść. Nie może zasnąć, jest zbyt rozbudzony, czuje, że to najodpowiedniejsza pora. Wziął do ręki zwój, zerwał nitkę i po raz pierwszy zaczął czytać, co jest w nim napisane. Lód rozpływał się powoli tworząc zimną kałużę. Przeczytał po kilku minutach wszystko trzykrotnie, by nic nie pomylić. "Jeszcze trochę lodu zostało" - pomyślał i własną techniką roztopił go całkowicie, jednocześnie podgrzewając nieżywe ciało do trzydziestu kilku stopni, by wszystko poszło dobrze. Tak sądził. Położył zwój na stole obok ciała i zaczął wykonywać dosyć skomplikowane ruchy rękoma. Jak pisało, tak po zakończeniu tego kroku, położył niezbyt delikatnie dłoń na klatce piersiowej swego nieżywego aniki tuż nad niebijącym sercem zamykając przy tym oczy i skupiając się. Poczuł coś, czego nie da się opisać, lecz jest to nazwane. To dziwne uczucie, to właśnie uciekająca z ciała czakra. Nie wiedział, ile tak stał, ale w pewnym momencie po prostu odstawił rękę, łapiąc jej dłonią dłoń starszego brata. Nie wiedział, jakim cudem, ale czuł, że połowy czakry już się pozbył. Ściskał dłoń aniki z całych sił. W duchu modlił się do wszystkich bogów, w których nigdy i tak nie wierzył, by to się udało. Patrzył. Po kilku sekundach, które dla niego ciągnęły się w nieskończoność i wraz ze swym upływam niszczyły wszystkie nadzieje Sasuke na powrót ciemnowłosego do życia, poczuł puls. Nie wierzył, że to dzieje się na prawdę. A może to tylko sen? Jeśli tak, nie chce on się z niego wybudzić wracając do tragicznej rzeczywistości. Zacisnął dłoń jeszcze mocniej, o ile to w ogóle możliwe. Itachi ledwo uchylił powiekę.  "Co się dzieje? Zaraz... Żyję. Żyję.. Żyję.... Żyję..... Moment... ŻYJĘ?!" - zaczął panicznie myśleć, wyłupiając w niedowierzaniu na swego ototo, ściskającego mu boleśnie dłoń, czarne oczy.
- W-wittaj, Ittachi... - wydusił z siebie przez zaciśnięte gardło Sasuke, patrząc w szoku na brata, który owe uczucie odwzajemniał w niemałym stopniu.
- S-saske? - wyszeptał o mało nie schodząc z tego świata(znów) na zawał.


Wiem, że nie jest tego dużo, jednakże planuję napisać dłuższe opowiadanie z głównym pairingiem ItaSasu, a chcę dać tylko przedsmak. Ze scenami yaoi(jeśli ktoś to czyta) poczekać trzeba do 2 lub 3 części. Zależy, jak długie wyjdą, a mniej więcej zarys akcji mam zaplanowany. Mam nadzieję, że wasze wymagania nie są zbyt wygórowane.. No i wybaczcie tą "mrożonkę", ale nie mogłam się powstrzymać XD Proszę o komentarz choćby w postaci "+", jeśli przeczytałeś/aś i przypadło Ci do gustu.